poniedziałek, 13 lipca 2015

Ucieczka z sieci


Ucieczka z sieci

Damian siedział w ciemności naprzeciw tamtej kobiety. Obawiał się zasnąć. Nie ufał jej. Oparł się o drzewo tak, aby mieć ją przed sobą. Próbował nie opuszczać głowy, aby ani na chwilę nie stracić świadomości. Rozmawiali po cichu, ukrywając się w niewielkiej kotlince pośród drzew. Unikali jednak pewnych tematów. Obydwoje ukrywali przed sobą swoją prawdziwą tożsamość.
Wszystko zaczęło się, kiedy ukradł walizkę w szalecie na dworcu kolejowym. Wewnątrz, oprócz rzeczy osobistych, znalazł wydrukowany e-mail z zaproszeniem na szkolenie ze sprzedaży bezpośredniej oraz potwierdzenie rezerwacji pokoju w ośrodku szkoleniowym. Najwyraźniej właściciel walizki był akwizytorem i jechał na szkolenie. Damian postanowił zaryzykować, wykorzystać okazję i podać się za swoją ofiarę. Ta prosta akcja mogła mu zapewnić duży, łatwy łup.
Damian zawsze miał ku temu zdolności. Potrafił naśladować każdego człowieka ze swojego otoczenia. Szybko spostrzegł, że ludzie nie są zbyt uważni, zapamiętują jakąś przypadkową cechę szczególną, kojarzą ludzi ze specyficznym zachowaniem czy otoczeniem. Poza określonym kontekstem ludzie przestają być rozpoznawalni. Jeden może łatwo imitować drugiego i mało kto spostrzegłby różnicę. Na tym opierał się jego plan.
Dotarł do hotelu na peryferiach miasta. Zameldował się w recepcji. Dostał zakwaterowanie. Na szkolenie zjeżdżali się sprzedawcy z  różnych stron kraju, więc nie obawiał się zdemaskowania. Niepokoił go jedynie kontakt z dawnymi przyjaciółmi swojej ofiary, jednak nikt go nie zdemaskował. Natomiast współlokator w jego pokoju zachowywał się dość dziwnie. Nawet nie rozpakował bagażu, jedynie usiadł na łóżku i zapatrzył się w ścianę, jakby medytował. Potem wyjął z walizki niezwykły przedmiot, wielościan z jasnego błyszczącego metalu, przypominającego aluminium. Obracał go w palcach, wpatrując się weń intensywnie. Taki sam przedmiot Damian znalazł w zawłaszczonym przez siebie bagażu, w opakowaniu, na którym widniała nazwa: „syntacto”. Damian próbował porozmawiać o tym ze współlokatorem, jednak mężczyzna pozostawał sztywny i milczący.
Z początku szkolenie nie różniło się niczym od innych. Oferowano tradycyjne punkty programu, kilka wykładów motywacyjnych, warsztaty z NLP, psychologii marketingu i innych rozwojowych dziedzin, wreszcie prezentację nowych produktów. Damian był zaskoczony, ponieważ niektóre wykłady zdołały go zainteresować. Zdziwiony był, jak bardzo praca akwizytora przypomina jego własną działalność. Natomiast prezentacje produktu były dość nietypowe. Firma sprzedawała ów dziwaczny gadżet, metalowy wielościan, którym bawił się jego sąsiad z pokoju. Na filmowych prezentacjach marketingowcy używali go do różnych, dość abstrakcyjnych celów, jak otwieranie listów, obieranie owoców, mierzenie temperatury, czy wykonywanie drobnych napraw domowych.
W końcu odbyło się ogólne zebranie wszystkich przybyłych sprzedawców. To była najlepsza okazja, aby spenetrować pokoje i uciec. Jednak współlokator wcisnął mu w ręce jego egzemplarz syntacto i nie odstępował go ani na krok. Akwizytorzy zebrali się w sali konferencyjnej. Wszyscy usiedli przy wspólnym stole konferencyjnym, twarzami do siebie. W pomieszczeniu unosił się zapach taniej kawy z termosu. Prowadzący, mężczyzna w błękitnym garniturze, z gładko ogoloną czaszką, usiadł u szczytu stołu. Zaczął swoją przemowę motywującą. Damian słuchał z zainteresowaniem.
- Sieć! – krzyknął łysy unosząc ramiona. Poczekał aż ucichnie gwar, a potem kontynuował: - Sieć jest magicznym słowem, otwierającym nową erę sprzedaży bezpośredniej. A jaka jest struktura sieci? Punktami węzłowymi są nasi klienci i sprzedawcy. Pomiędzy nimi rosną powiązania, tworząc inteligencję zbiorową grupy. Ludzie stanowią aktywne punkty przepływu bitcoinów. A pomiędzy nimi nasz uniwersalny gadżet. Dlatego syntacto musi wywołać rewolucyję na rynku! – uniósł do góry palec. - Nasz towar jest symbolem wymiany między ludźmi, jest linkiem udostępnianym przez kolejnych użytkowników, łącznikiem między zawartością osobnych naczyń. Syntacto jest relacją w sieci. Nasz gadżet nie jest zwykłym przedmiotem. Nasz gadżet jest działaniem, funkcją w strukturze społecznej. Nasz towar tworzy relacje między użytkownikami!
Damian odniósł wrażenie, że jego techniki i ich strategie są w pewnym stopniu podobne do siebie.
- Chodźcie wszyscy bliżej i pochylcie się nad tym naczyniem – łysy wypowiedział to dziwne zdanie monotonnym i bezbarwnym, nieco niższym niż zwykle głosem.
Wtedy się zaczęło. Wszyscy na sali wyjęli swoje syntacto. Chwycili je w dłonie, wpatrując się intensywnie w powierzchnie. Wtedy łysy szkoleniowiec zaczął wydawać polecenia. Sprzedawcy przymknęli oczy i wpadli w rodzaj transu. Damian musiał postępować tak, jak oni, obracał przedmiot w rękach. Prowadzący mówił, jak manipulować gadżetem. Wszyscy zgodnie z jego słowami obracali syntacto w dłoniach. W obawie przed zdemaskowaniem, Damian postępował jak inni. Wykonywał odpowiednie ruchy i wpatrywał się w obiekt. Szybko wpadł w rodzaj transu. Przedmiot stawał się coraz bardziej angażujący i wielopostaciowy, wszechobecny. Przyjmował najróżniejsze formy i kształty, zajmując całe pole widzenia i pochłaniając całą uwagę użytkownika. Zaczął emanować przydymionym blaskiem. Całe otoczenie odpłynęło gdzieś na boki, a Damian usłyszał samego siebie, powtarzającego razem z innymi monotonnym głosem bezsensowne słowa: „popędy napędu w płynnym wzroście wydajności gwarantującym dynamiczne przychody…” Nagle ściany w polu jego widzenia stały się półprzezroczyste, a perspektywa zniekształciła się, przestrzeń wybrzuszyła się, niczym widziana przez obiektyw z efektem rybiego oka. Damian poczuł, że coś gwałtownie chwyta go za ramiona i podrywa wysoko do góry. Zobaczył swoje ciało w dole pośród innych akwizytorów. Potrząsnął głowę i oderwał wzrok od przedmiotu. Spojrzał w bok. Jakaś dziewczyna patrzyła na niego uważnym wzrokiem. Szczupła brunetka o krótko ostrzyżonych włosach nieznacznie kiwnęła głową w jego stronę. Damian dyskretnie przysiadł się do niej.
- Wychodzimy! – szepnęła dziewczyna i chyłkiem przemknęła do wyjścia.
Kiedy zamykali drzwi, łysy lider uniósł głowę i spojrzał na nich żałośnie błagalnym wzrokiem. Jęknął. Damian musiał zebrać wszystkie siły woli, aby nie cofnąć się i usiąść z powrotem. Dziewczyna siłą wypchnęła go z sali. Pobiegli hotelowym korytarzem. Niespodziewanie jeden z kelnerów zbliżył się do nich, sztywno stawiając nogi. Usiłował chwycić Damiana za ramię, jednak ten łatwo zdołał się wyślizgnąć.
- Musimy stąd uciekać! – krzyknęła dziewczyna – Kontrolują ich umysły!
Damian nawet nie zdążył zaprotestować. Tyle fantów znajdowało się w pokojach! Jednak dziewczyna nawet nie obejrzała się za siebie.
Wydostali się z hotelu. Wciąż słyszeli za sobą odgłosy pogoni. Znaleźli się pośród mroczniejącego lasu.
- Kim oni są? – zawołał w końcu Damian.
- Są na rynku od dawna… - zaczęła opowiadać dziewczyna. - Używają najnowszych technik psychotronicznych. Syntacto wzmaga autosugestię i hipnozę. W efekcie dochodzi do wyjścia poza ciało i zlania świadomości w jeden wspólny nad-umysł. Dlatego nazywają swoją firmę siecią – dokończyła oglądając się za siebie.
Dopiero teraz Damian zdołał jej się przyjrzeć. Dziewczyna była szczupłą brunetką o krótko obciętych włosach, spiętych z tyłu głowy. Długa szyja z napiętymi ścięgnami oraz lekko zadarty nos i wyraźne, półkoliste brwi nadawały jej wyglądu dumnej, wyniosłej wojowniczki.
- Kim jesteś? – spytał wprost, choć nie spodziewał się usłyszeć prawdy.
- Renata – dziewczyna podała mu dłoń. – Szpiegostwo, sabotaże, wrogie przejęcia  – zareklamowała się z dumą.
- Czemu jesteśmy odporni na ich techniki? – zastanawiał się Damian.
- Zapewne mamy jakiś defekt genetyczny – odpowiedziała ze śmiechem dziewczyna. – Ty i ja. Nie poddajemy się sugestii. To nasza ułomność, wada, która wyklucza nas z tego nowego, wspaniałego świata. Nie potrafimy ulec technikom mentalizmu… – Renata zamyśliła się. – Dlatego mogę być agentką! – dokończyła myśl.
- Dla kogo pracujesz? – wypalił nieostrożnie Damian.
Dziewczyna obruszyła się. Obejrzała się przez ramię, potem szybko spojrzała na niego.
- Dla konkurencji - powiedziała z uśmiechem.
- A czym zajmuje się konkurencja? – drążył Damian. Badał grunt.
- Nasza firma przygotowuje całkiem nową strategię. Jesteśmy o krok dalej od tych tutaj – Renata wskazała za siebie, tam, gdzie znajdował się hotel. – Nasz produkt jest absolutną nowością. Nasz produkt naprawdę zmienia świadomość klientów. Nasz produkt obdarzy klientów satysfakcją i spokojem! – mówiła z przekonaniem.
Konkurencja chyba wykonuje lobotomię swoim klientom, pomyślał Damian. Wtedy na pewno nie sprzeciwiają się niczemu i są wiecznie szczęśliwi.
Damian milczał. Siedzieli w niewielkiej kotlinie pośrodku lasu, w ciemności i niespokojnej ciszy pełnej szelestów.
- Nie powinniśmy tutaj zostawać – Renata podjęła temat. – Musimy iść tam. – Wskazała ręką głęboką ciemność przed sobą. – Niedaleko stąd jest stacja benzynowa. Tam znajdziemy transport.
Damian wciąż nie mógł zaufać tej kobiecie. Czemu go uratowała? Dokąd go prowadziła? Może zjawiła się tam specjalnie po to, aby znaleźć ludzi odpornych na techniki psychotroniczne? Może był potrzebny konkurencji? Czy pozwoli mu po prostu odejść i zniknąć? Z drugiej strony, skoro tamci zdołali zahipnotyzować pracowników hotelu, może opanowali całą okolicę? Może teraz wszyscy napotkani ludzie będą przeciwko nim? A może kobieta współpracuje z jego prześladowcami? Może prowadziła go z powrotem w ich ręce? Kogo spotkają na stacji benzynowej? Może czekali tam na niego chirurdzy, którzy wytną mu pół mózgu i schowają do przenośnej lodówki?
Dotarli do krawędzi lasu. Wyszli na parking. Opustoszała stacja benzynowa pośrodku pustej drogi emanowała jasnym, chłodnym światłem. Zbliżali się do budynku. Damian przez chwilę chciał odwrócić się i uciec, jednak jakaś ciekawość albo fascynacja kazały mu zostać.
Kiedy podchodzili bliżej, neony na stacji benzynowej wydawały się świecić coraz jaśniej.

* * *