czwartek, 10 października 2019

Tranzyt kontrastów





Tranzyt kontrastów

Z mgły do światła z papierowym kubkiem na okruchy zaufania
Na słonecznym placu zapomnianego miasta nieustalony przybysz
Mgnienie niestabilności statystycznego błędu

W labiryntach liter marmurowe cienie zawiłości kamiennych snów
Odgrywają dramaty intymnej historii w otępiałych zaułkach
Słoneczny promień pełznie po wyblakłych obliczach ścian
Miasto zwinięte jak muszla migdałowy miraż

Ze światła w mgłę wymyślić siebie od nowa
Będąc bezkresną przestrzenią i ptakiem w locie
Będąc bezkształtnym morzem i kamieniem na dnie

Z powrotem przez znerwicowane tunele anorektycznego lotniska
Pośród wędrownych iluzji wytrąconych ze swoich trajektorii
Osiadając na betonowej powierzchni z pamięcią w chmurze
Spójrz jakie niebo jest głębokie dziś

* * *


niedziela, 21 lipca 2019

Równoległe mosty




Równoległe mosty

Błękitne koła wznoszą się
Na promiennych osiach,
Rzeka w srebrnej biżuterii
Flirtuje ze słońcem,
Zza welonów przestrzeni
Dachy stroszą pióra.

Na równoległych mostach
Mijamy się z nieuwagą w dłoniach.
Nasze splecione przelotnie spojrzenia,
Jak znajome asonanse wśród obcych głosek,
Fragmenty szyfru do innych wersji świata,
Kryjących wzór opowieści o tym,
Czym nie jesteśmy, czego nie przeżyjemy.

Zbłąkani wśród nieużytków wyobraźni,
Uwalniamy planety z ich orbit.
Nomadzi zaludniają uśpione fabryki fetyszy,
Tropikalne pociągi zboczyły z torów wydajności.
Bezpańskie marzenia wygrzewają się
U stóp zmurszałych monolitów władzy i historii.
Zakwitają zegary, ulatują metalowe szkielety prawników.
Dżungla pragnień zawładnęła miastem powinności.

Rozpłynąłem się w tobie
I podpaliłaś mi niebo,
Aż widnokręgiem wstrząsnęły dreszcze.
Rubinowe cienie odnalazły
Szafirowe ujście rzeki.

Popłyniemy falą ognia
Pod lodem cynizmu.
Spłyniemy falą ognia
I zerwiemy mosty rozsądku,
Wydani na żer gwiazdom.

* * *

środa, 10 lipca 2019

Kształt światła





Kształt światła

Wyrwani ze zgiełku bezbarwnych niepokojów
obciążeni niewygodnym bagażem ambicji
wyruszają na odkrycie samych siebie
w metalowych puszkach grzechoczą pytania
Obym jak najdłużej pozostał bez odpowiedzi

Przed wyniośle białą płaszczyzną
w oparach zmęczenia opada ze mnie przeszłość
Opróżniony z siebie podążam za gestem
by dotykiem odkryć kształt światła

Z niewielkiego prostokąta wyłaniają się
obnażone ciała i rozrzucone przedmioty
Proporcje i rezonanse krystalizują
w jednorodną całość z różnorodnych części
tak jak przyszłość jest głęboka i przejrzysta
trzeba tylko bez lęku patrzeć w głąb własnego serca

* * *



Rozproszenie

Powidoki kostnieją w prześwitach pamięci
barwy gasną w sieci czasu
Na krawędzi negatywnej przestrzeni możliwości
dotknąłem oślepiającego promienia
Każdy następny ruch będzie zwiastunem katastrofy

Wyszczerbiony horyzont wątpliwości
grzęźnie wśród peryferii apatii
W entropii stygnących uczuć
słabną relacje między punktami
W tle ziarnista faktura rezygnacji

Wykluczony z własnej utopii
zanurzam się w zimną wilgotną sierść nocy
Zamroczony kołysaniem mechanicznego komfortu
podnoszę spod nóg ułamek imienia

* * *

wtorek, 21 maja 2019