Ledwie wydrukowana mapa jest jeszcze naga i nieprawdziwa, niewinna jak halucynacja. Sama nigdy nie przystosuje się do świata – odwzorowane na niej terytorium nigdy naprawdę nie będzie istnieć. Pozostanie anonimowa i niema. Dopiero ołówek lub marker, który pokrywa ją szlakiem podróży, przebiera ją we wszystkie stroje i maski prawdy. Dopiero wypełniona rysunkami, liniami łączącymi punkty, krzyżykami i strzałkami, dopiero wtedy nabiera doświadczenia. Jednak zarówno rysunki na mapie, jak i naga wydrukowana mapa unoszą się na powierzchni intuicji.
Intuicja jest od dawna tam, gdzie my dopiero się wybieramy. Intuicja jest pajęczą siecią, która nie istnieje w czasie i dla której nie istnieje czas, jako że zawsze jest o włos dalej w stosunku do zastygającego odbicia Matrycy, zwanego teraźniejszością. Dla intuicji wszystkie fazy przemiany, a więc i odmiany czasu, jawią się w jednym, nieuchwytnym dla pojęcia, choć uchwytnym dla wyobraźni kształcie.
Mapa jest skończoną granicą naszego poznania, intuicja ostateczną, jako że określa, dokąd możemy dotrzeć, co możemy odkryć. Jesteśmy w stanie przekroczyć granicę mapy – ale nie zdołamy wywędrować poza granice swojej intuicji. Mapa jest szablonem, który wypełniamy doświadczeniem, ale intuicja stanowi projekcję wszystkich możliwych kształtów, które możemy jedynie albo zrealizować i unaocznić, albo pozostawić w stanie niespełnienia i tęsknić, śnić, pragnąć, uciekać.
Mapa na pierwszy rzut oka wygląda całkiem zwyczajnie. Dopiero po pewnym czasie zachodzi to dziwne zjawisko. Kiedy skupiasz wzrok, by odnaleźć charakterystyczne punkty lub właściwą drogę, w nieruchomym obrazie poczynają zachodzić drobne, niemal niezauważalne zmiany. Pojawiają się drgnienia rysunku, które twoje spojrzenie, z rosnącą paniką lub nadzieją, stara się wyśledzić i unieruchomić. Spośród linii wyłaniają się zaskakujące szczegóły... ciemne otwory w miejscu gór... kwadratowe i trójkątne pola zaginionych lądów wyłaniające się spod przestrzeni wód... rzeki ognia przecinające równiny... miasta jak symetryczne kryształy gwiazd, czy płatków śniegu... przerywane linie znaczące podmorskie tunele... paraboliczne trasy wędrujących wysp...
Mapa odzwierciedla rysy twarzy patrzącego. Kontury i zmarszczki odbijają się w szybie oprawy i wplatają między linie lądów na płótnie. Kiedy wpatruje się jednocześnie w swoje odbicie i w wydrukowane linie, powstaje złudzenie, jakby odzwierciedlenie tła za jego plecami ulegało ożywieniu i przemianie. Z czasem gra fantazji, pamięci i kartografii wciąga tak bardzo, że obserwator traci rozeznanie swojego usytuowania w czasoprzestrzeni. Pojawiają się nieobecne osoby, miejsca, których dawno nie odwiedzał, zapomniane zdarzenia... Z gasnącą świadomością autonomii przygląda się samemu sobie, wtapiającemu się między szkło a mapę, obserwuje siebie, tonącego, rozpuszczającego się, znikającego...
* * *