czwartek, 4 lipca 2013

wtorek, 15 stycznia 2013

Notatki malarskie



  W wyniku niespodziewanych życiowych doświadczeń, musiałem na pewien czas porzucić sztuki dźwiękowe. Jednak tchnienie ducha wymaga wciąż manifestacji w dolinie materii. Dlatego w połowie życia wróciłem do swojej młodzieńczej fascynacji: rysowania kredkami z suchego pastelu. Suchy pastel, technika prosta ale wymagająca, bardzo ulotna, jest dla mnie uosobieniem rysunku i malarstwa - pigment, niemal czysty kolor, który trzymasz w palcach, rozciera się na każdej powierzchni, jakbyś rysował za pomocą prostych gestów i barw.
   Wywoływanie obrazów z nicości na czystej płaszczyźnie daje satysfakcję nieporównywalną z żadną inną. Według mnie (i nie tylko) przewyższa uniesienia w podróży, spokój podczas wypoczynku, czy przyjemność seksualną. Twoja indywidualna dusza unosi się ponad świat i rozpuszcza w większej całości... Twoje zmysły wyczulają do dotąd niespotykanej wrażliwości... Pewną namiastkę tego stanu dają substancje psychoaktywne - ale pozostaje to tylko namiastką, z przykrymi czasem konsekwencjami. Również satysfakcja seksualna jest tylko cieniem satysfakcji twórczej. Kompulsywna konsumpcja współczesnych społeczeństw jest tak naprawdę żałosną, niezaspokojoną tęsknotą za tą pierwotną kreatywnością.
   Jako że jestem naturą refleksyjną i filozofującą, każde działanie wywołuje u mnie fale skojarzeń, rezonansów idei, myśli i wrażeń. Nic dziwnego, że podczas rysowania przychodzą mi do głowy najdziwniejsze czasem spostrzeżenia. Niektóre są na tyle uniwersalne (i jakby oczywiste - jak każde objawienie), że wreszcie postanowiłem je zapisać.

   Faktury i formy rozpływają się we własnej głębi. Tylko różnice pomiędzy skrajnościami mają znaczenie, różnice, których nie da się zasymilować. Kontrasty między przedmiotami i kolorami.

   Nie potrzeba wielu szczegółów, wirujących w tańcu różnorodności - ale zgrabnej harmonii wybranych elementów... Oszczędność jest bardziej wyrazista. I trudniejsza do opanowania.

   Elementy fantastyczne. Niepokojące dominanty...

   Liczy się gest. Oddanie kształtu przez ruch. Formy przez formę. Rezonansy. "Taniec bez tancerzy".

   Niezliczone są odcienie szarości. Wzdłuż, wszerz, wgłąb fali światła. Kryją się w nich aspekty wszystkich barw.

   Każdy następny element trudniej dodać do obecnej kompozycji. Każdy następny krok jest trudniejszy. Zapomnieć i pamiętać jednocześnie, z gracją i lekkością.

   Krawędzie są liniami styczności nieskończonych przestrzeni. Raz ciemne, raz rozświetlone, wzdłuż zasady różnicy. Rozświetlone krawędzie przedmiotów. Otwierają się na przestrzeń. Unoszą przedmioty w sferę ducha. Lekkość rozświetlonych krawędzi.

* * *

piątek, 11 stycznia 2013

Pogłosy


Halo! Mówię do Was z międzygalaktycznego soundsystemu napędzanego energią supernowych, gwiazd eksplodujących daleko ponad waszymi głowami, mój głos biegnie światłowodami, modemami i kablami poprzez wirtualną przestrzeń i poprzez błękitną atmosferę, poprzez barwne zorze elektromagnetyczne i tęcze grawitacji, wysoko ponad księżycami i planetami, poprzez Drogę Mleczną usianą elektryzującymi falami świetlnymi pradawnych gwiazd, które widziały wschody słońca ponad murami Babilonu, Mówię do Was, międzygwiezdnych hipernomadów kosmosu tropiących ultrafioletowe ścieżki zapomnianych mitologii, a mój głos sięga najmroczniejszych głębin przestrzeni, kiedy mówię Wam: Jesteście wolni! Już. Właśnie. Teraz. Jesteście wolni! To pierwszy krok w przestrzeni!

Wierzę, że świat to piękna, mądra i okrutna kobieta, która w pierwotnej ciemności upolowała i połknęła wolnego ducha. Wolny duch - tak jak wolny elektron – to taki, który został wytrącony ze swojej orbity. A my, resztki tego ducha, żyjemy teraz w jej brzuchu i albo sami się uwolnimy, albo zostaniemy urodzeni i z powrotem połknięci. Reszta pozostaje dla mnie niejasna.

A jednak ludzie chcą wiedzieć więcej. "Co jest w tym pudełku?" pytają. " Tajemnica". "Ale my chcemy tam zajrzeć" mówią. I otwierają pudełko. A w środku, jak się okazuje, nic nie ma. Nie rozumieją, że tajemnica istnieje tylko wtedy, kiedy pudełko pozostaje zamknięte.

* * *
 

czwartek, 10 stycznia 2013

Pod skórą czasu


 Czas nie jest nieskończoną linią prostą, sferą podzieloną na równe odcinki, czy pionową spiralą. Według mnie, czas przypomina bezkresne rozlewiska z odnogami, zatokami i ukrytymi nurtami, pełne głębin, mielizn i wewnętrznych prądów, płynących w różnych kierunkach, które niekiedy przyspieszają, niekiedy zwalniają, a niekiedy zanikają...

* * *

   "Henri Bergson (1913, 1988) odróżnia temps i durée, przy czym ten pierwszy to czas ilościowy i podzielny na jednostki przestrzenne. Bergson krytykuje jednak takie uprzestrzennione pojmowanie czasu i dowodzi, że na wskroś "temporalne" jest durée lub przeżywane trwanie. Durée albo czas właściwy to czas stawania się. Należy widzieć ludzi jako będących w czasie i nie traktować czasu jako odrębnego żywiołu bądź zewnętrznej obecności. Czas to "przenikanie się" tylko na pozór oddzielnych momentów przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; w istocie każdy z nich przechodzi w inny, kiedy przeszłość i przyszłość rodzą się w teraźniejszości.
   Ponadto czas jest nierozerwalnie związany z ciałem. Ludzie nie tyle "myślą" czas rzeczywisty, ile faktycznie przeżywają go zmysłowo i jakościowo. Bergson twierdzi, że pamięci nie należy pojmować jako szuflady czy magazynu, ponieważ takie wyobrażenia wypływają z błędnej, opartej na modelu przestrzennym, konceptualizacji czasu. Czas nie jest "przestrzenny". Pamięć nigdy więc nie może być prostym przedstawieniem przeszłości i trzeba ją pojmować temporalnie. Jest bowiem nawarstwianiem się przeszłości nad przeszłością, co oznacza, że żaden element nie jest po prostu obecny, lecz zmienia się, gdy nieprzerwanie kumulują się nowe elementy.
(...)
   W ramach swojej krytyki "uprzestrzennionej" koncepcji pamięci jako "szuflady" Bergson uprzywilejowuje czas wobec przestrzeni i traktuje tę ostatnią jako abstrakcyjną i ilościową. Jednak w ujęciu Bergsona trwanie jest poniekąd odcieleśnione i zaniedbana zostaje jakościowa natura przestrzeni. Gaston Bachelard (1975) próbuje zaradzić temu Bergsonowskiemu problemowi, rozwijając koncepcję przestrzeni jakościowej i heterogenicznej, nie zaś abstrakcyjnej, pustej i statycznej. Stara się na powrót wpisać tak pojętą przestrzeń w szeroko rozumianą Bergsonowską koncepcję czasu. Jego zdaniem przestrzeń jakościowa, zmysłowa i przeżywana powinna mieć centralne znaczenie dla Bergsonowskiego czasu. Teza Bachelarda składa się z trzech elementów.
   Po pierwsze, Bachelard  twierdzi, że fenomenologia zajmuje się doświadczaniem obrazu w jego "oddźwięku", a nie od strony jego wizualnego oddziaływania. Używa więc raczej metafory słuchowej niż wzrokowej, odwołując się do idei fal dźwiękowych. Pojęcie oddźwięku wskazuje na ruch między podmiotem a przedmiotem, który uniemożliwia wszelkie jasne odróżnienie ich od siebie. Metafora ta implikuje bezpośredniość przejścia między podmiotem a przedmiotem, z czym nie mamy do czynienia w przypadku wizualnej metafory pamięci. Bachelard określa swoją pracę jako ontologię "oddźwięku" (1975).
   Po drugie, Bachelard szczegółowo rozważa naturę "domu" i twierdzi, że nie można go postrzegać jedynie jako przedmiotu czysto fizycznego. W szczególności jest to miejsce, w którym można puszczać wodze wyobraźni i marzyć na jawie. Dom jest też metaforą intymności. Domy są w nas, a my mieszkamy w domach. Poza tym wszystkie rodzaje przestrzeni, takie jak dom, w którym ktoś się urodził, są wypełnione śladami pamięci. A przynależność ta płynie z materialności konkretnego miejsca. Kevin Hetheringhton (1995) tak oto przedstawia perspektywę Bachelarda: "Zapach prześcieradeł w szafie, pochyłość schodów do piwnicy, farba wyskubana z krawędzi parapetu w chwili dziecięcego znudzenia, wszystko to staje się materią naszych wspomnień [...]. Mieszkać [...] to przywoływać z przeszłości w marzeniach i pamięci rzeczy dawno zapomniane i żyć w echach ich zapamiętanej bliskości".
   Ponadto - zdaniem Bachelarda - samo trwanie czasu, które interesuje Bergsona, zależy od tego rodzaju przestrzennej specyfiki. Przestrzeń jest niezbędna, aby nadać czasowi jakość. Albo, jak powiada Ann Game (1995), "przestrzeń przekształca się w taki sposób, że umożliwia wspomnienie". A zatem przestrzeń, taka jak dom, gra szczególnie ważną rolę w kształtowaniu i podtrzymywaniu pamięci. Jest schronieniem dla marzeń. Jest przestrzenią metaforyczną, w której działa czas Bergsonowski.
   Po trzecie, w ujęciu Bachelarda pamięć jest nieredukowalnie ucieleśniona. Zwłaszcza nasze ciała nie zapominają pierwszego domu, w którym zamieszkujemy. Bachelard (1975) mówi o "namiętnym związku" ciała z tym pierwszym domem. Jego atrybuty są w nas fizycznie wpisane. Według Bachelarda wspomnienia są zlokalizowane materialnie, a więc i czasowość pamięci ma zakorzenienie przestrzenne. Innymi słowy, Bachelard uprzestrzennia czasowość pamięci. Domy przeżywa się za pośrednictwem ciała i jego wspomnień (Game 1995). Bez przeżywanej przestrzeni nie byłby możliwy przeżywany czas trwania".

(John Urry "Socjologia mobilności". Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 163-165)

* * *