Tranzyt
kontrastów
Z mgły do światła z papierowym kubkiem na okruchy
zaufania
Na słonecznym placu zapomnianego miasta nieustalony
przybysz
Mgnienie niestabilności statystycznego błędu
W labiryntach liter marmurowe cienie zawiłości
kamiennych snów
Odgrywają dramaty intymnej historii w otępiałych
zaułkach
Słoneczny promień pełznie po wyblakłych obliczach
ścian
Miasto zwinięte jak muszla migdałowy miraż
Ze światła w mgłę wymyślić siebie od nowa
Będąc bezkresną przestrzenią i ptakiem w locie
Będąc bezkształtnym morzem i kamieniem na dnie
Z powrotem przez znerwicowane tunele anorektycznego
lotniska
Pośród wędrownych iluzji wytrąconych ze swoich
trajektorii
Osiadając na betonowej powierzchni z pamięcią w
chmurze
Spójrz jakie niebo jest głębokie dziś
* * *