Równoległe mosty
Błękitne koła wznoszą się
Na promiennych osiach,
Rzeka w srebrnej biżuterii
Flirtuje ze słońcem,
Zza welonów przestrzeni
Dachy stroszą pióra.
Na równoległych mostach
Mijamy się z nieuwagą w dłoniach.
Nasze splecione przelotnie spojrzenia,
Jak znajome asonanse wśród obcych głosek,
Fragmenty szyfru do innych wersji świata,
Kryjących wzór opowieści o tym,
Czym nie jesteśmy, czego nie przeżyjemy.
Zbłąkani wśród nieużytków wyobraźni,
Uwalniamy planety z ich orbit.
Nomadzi zaludniają uśpione fabryki fetyszy,
Tropikalne pociągi zboczyły z torów wydajności.
Bezpańskie marzenia wygrzewają się
U stóp zmurszałych monolitów władzy i historii.
Zakwitają zegary, ulatują metalowe szkielety
prawników.
Dżungla pragnień zawładnęła miastem powinności.
Rozpłynąłem się w tobie
I podpaliłaś mi niebo,
Aż widnokręgiem wstrząsnęły dreszcze.
Rubinowe cienie odnalazły
Szafirowe ujście rzeki.
Popłyniemy falą ognia
Pod lodem cynizmu.
Spłyniemy falą ognia
I zerwiemy mosty rozsądku,
Wydani na żer gwiazdom.
* * *