Pilnujcie swoich ubrań!
(„Proszę pilnować ubrań!”)
Ubrania przejęły nasze charaktery. Rano czekają w równych szeregach, gotowe do walki, albo bezładnie rozrzucone zwlekają się z podłogi; po południu włóczą się poszarzałe i wygniecione; wieczorem stają się zalotne i szykowne, by w nocy zmienić się we własne przeciwieństwa, bezładne strzępki.
Czasem są kompletnie nieobliczalne. Ledwo spuścisz je z oka, natychmiast wyzwalają swoje zachłanne żądze i ambicje. Wieczorem wystarczy chwila nieuwagi, a natychmiast urżną się, naćpają prochami i pójdą szlajać się z innymi ubraniami. Najgorzej jednak, że ciągną cię ze sobą. Ostatnio moje ubranie przez cały weekend targało mnie z imprezy na imprezę, wyginało się w tańcu, tłukło szkło, uciekało przed psami. Wreszcie na koniec próbowało mnie zaciągnąć do łóżka z jakąś przygodnie poznaną bielizną..
Czasem przeciwnie, nasze ubrania oddalają nas od siebie. Zaczepiłem ostatnio dziewczynę, która wydawała mi się dość sympatyczna. Próbowałem nawiązać kontakt, uśmiechnąć się, zagadać. Niestety, nasze ubrania zbyt się różniły. Były sobie obce, nie rozpoznawały się, nie rozumiały swoich języków. Odsuwały nas od siebie, odpychały się.
Mam wrażenie, że moje ubranie stara się mnie pochłonąć, z pewną fascynacją. Chce mnie pożreć, jak kanibale zjadają swoich wrogów, aby zdobyć ich siłę. Chyba stałem się fetyszem dla mojego ubrania. Często znajduję w jego kieszeniach różne swoje drobiazgi: dokumenty, zapalniczki, karteluszki zapisane moim pismem.
Wczoraj wpadła do mnie moja bliska przyjaciółka. Długo przyglądaliśmy się sobie z ociąganiem, zawieszając zetlałe, papierowe słowa w przestrzeni pomiędzy nami. Wreszcie jednocześnie wpadliśmy na to samo. W spontanicznym odruchu zrzuciliśmy swoje ubrania. Trudno opisać przyjemność, euforię i uniesienie, jakich doznaliśmy tamtej nocy. Wydawało się, że czas przestał płynąć, a jednak niepostrzeżenie minęło kilka godzin. Widać razem z ubraniem pozbyliśmy się poczucia czasu. Może dlatego, że ubranie jest skończone i podzielone na części: rękawy, mankiety, nogawki, kieszenie. Natomiast skóra jest nieskończona. Ocieraliśmy się o siebie, wchodziliśmy i wychodziliśmy z siebie bez opamiętania. Nie mogliśmy nacieszyć się wolnością, jak dzieci.
Nasze ubrania leżały obok, zmieszane i sflaczałe, urażone i rozżalone. Aktorzy bez ról, narkomani bez narkotyków, straceńcy podczas przerwy na papierosa.
* * *
ps. Inspirowane zdjęciem Agaty Wojas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz