O „Przewodniku dla dryfujących”
(Antologia
sytuacjonistycznych tekstów o mieście)
To
był trudny okres. Byłem wówczas w dziwnym stanie. Czytałem tę książkę w półmroku zimowych
poranków jeżdżąc autobusem z domu do pracy, praktycznie cały czas tą samą trasą,
pośród tłumu zaspanych, apatycznych osób.
Trudno
nadać logiczny porządek czemuś, co jest strumieniem tekstów, zbiorem drobnych artykułów,
wielogłosem kilkunastu autorów. Jak potraktować kilkustronicowe szkice
oszałamiających, utopijnych koncepcji, czasem wywołujących dreszcz, jak projekt
betonowego miasta ustawionego na betonowych podporach? Gdzie umieścić
sprawozdania z nocnego dryfu w okolicach placu Contrescarpe, czy spotkań w
algierskim barze przy rue Xavier-Privas? Książka nie ma ciągu linearnego, jej
treść przypomina raczej ruch spiralny, krążąc wokół tych samych tematów na
coraz wyższych płaszczyznach. Jednak dzięki takiemu układowi treści widać, jak
pewne idee wyłaniają się, czasem mimochodem, a potem powracają, rozwijają się,
albo uzyskują niespodziewaną czasem realizację.
Na
uwagę zasługują brawurowe tłumaczenia i barwne komentarze. Tłumaczom i
komentatorom udało się uchwycić błyskotliwy, wywrotowy humor i surrealistyczną
przenikliwość członków ruchu, jednocześnie nie tracąc historycznej rzetelności
i weryfikując kilka faktów.
Sytuacjonizm
w tej książce ogranicza się do urbanistyki. Nieco mniej miejsca zajmuje
totalność tego ruchu. Namiętnie rewolucyjnego, artystycznego ruchu utopijnego z lat 50-60 XX w.. Sytuacjonizm był
ruchem totalnym, obejmującym wszystkie aspekty kultury ludzkiej. Działacze,
akcjoniści (trudno nazwać ich „artystami” w potocznym sensie) inspirowali się
antropologią, socjologią, urbanistyką, filozofią. Jeśli chodzi o sztukę, odwoływali się jedynie do architektury i literatury. Kilkakrotnie pojawiają się
nawiązania do surrealizmu w jego najbardziej chyba skrajnej radykalnej postaci
– w psychologizmie i ezoteryzmie.
Wiele
wskazuje na to, że ta powojenna bohema lumpen-intelektualistów i outsiderów,
wywrotowców i niepokornych myślicieli wpłynęła na wiele nurtów współczesnej
myśli i sztuki. Myśl sytuacjonistyczną można odnaleźć zarówno w
konceptualizmie, jak i w postmodernizmie, czy choćby nomadologii. Wielu mogłoby
powiedzieć, że ruch sytuacjonistyczny stworzył fundamenty pod współczesną
kulturę remiksu. Sam Guy Debord odnajdował nawiązania do swoich pism u
najwybitniejszych i najoryginalniejszych twórców i myślicieli. Jednocześnie sytuacjonistyczne
postulaty były bardziej radykalne i przewrotne, dlatego może nie przeszli do
mainstreamu, natomiast zainspirowali studencką rewoltę we Francji w maju 1968.
Ich
krytyka współczesności jest zaskakująca, a jednocześnie permanentna. Swoje koncepcje
wywodzą z bardzo różnych źródeł, na ogół spoza świata sztuki. To dość
dziwaczna, ale chyba typowa dla ówczesnych czasów mieszanka surrealizmu,
marksizmu, antropologii i ezoteryki. Dość oryginalny jest jednak sposób, w jaki
wykorzystują te inspiracje.
Krytykę
współczesnego społeczeństwa rozwinęli od krytyki konsumpcji i tzw. czasu
wolnego. Po wojnie ludzkość oddała się konsumpcji, rozrywkom i świętowaniu
wolności. Ale jakie były owa wolność i rozrywki? Wedle sytuacjonistów to dryfujące
style życia i gotowe systemy osiągania przyjemności zajmują ludziom czas wolny.
Wszelkie sądy krytyczne (jako funkcje umysłu) zostały wyparte przez bezkrytyczny
odbiór reklamy stylu życia. Ponieważ w nowoczesnym świecie gra toczy się o
czas wolny, nie o czas pracy członków społeczeństwa. Natomiast wyalienowanie z czasu
wolnego prowadzi do mechanizacji i znieczulenia. Być może nastały czasy
pozornego komfortu i racjonalizmu. Jednak krytycy dostrzegają w kulturze
masowej i konsumeryzmie zagrożenie „banalizacją” życia. Jedynym ratunkiem może
być „stworzenie całkiem nowych pragnień”. Początkowo owe nowe pragnienia można
było osiągnąć przez wyobcowanie ze społecznego kontekstu. A źródłem wyobcowania
miała być bezustanna podróż - jako styl życia i myślenia – dryfowanie,
„zasadnicza aktywność” mieszkańców przyszłego miasta.
Wśród
sarkastycznej krytyki architektury modernistycznej i nowoczesnych wówczas
osiedli, pomiędzy celnymi diagnozami stanu kultury, przewija się kilka
postulatów i technik, jakie sytuacjoniści wprowadzali w życie. Można je ułożyć w zestaw kilku pojęć, które przewijają się pośród ich
tekstów:
-)
Anty-modernizm w architekturze. Wbrew funkcjonalności miasta, według reguł
rynku i pracy, wbrew syntetycznej, skrótowej formie. Miasto postrzegali jako
przestrzeń wspólną przeżycia zbiorowości
i jednostek. A domy miały być miejscami przeżywania przygód, a nie „maszynami
do mieszkania”.
-) Psychogeografia:
ich własna oryginalna nauka, jak patafizyka. Najprościej mówiąc, określa wpływ
środowiska na emocje jednostki, dzięki któremu powstaje subiektywny obraz otoczenia,
złożony z niecodziennych skojarzeń. Geografia ukształtowana przez powiązanie z
odczuciami psychicznymi.
-)
Dryf: włóczenie się po mieście, w podążeniu za zmiennymi nastrojami scenerii.
Ważne jest, by przemieszczanie się było oderwane od celowości i życiowej
praktyki, od codzienności dryfującego. Celem było odkrycie psychogeograficznego
pejzażu miasta.
-)
Przechwycenie i odwrócenie: to chyba techniki najtrudniejsze do określenia i najczęściej
obecne we współczesnej sztuce wywrotowej. Chodzi o wyrwanie przedmiotów czy
słów z ich kontekstów, i umiejscowienie w całkiem nowym „polu semantycznym”, nie
tylko rozbijając konwencjonalne znaczenia, ale przede wszystkim wprawiając umysł
w stan zaskoczenia i dezorientacji. Poprzez
„gwałtowane zbicie z tropu” albo poczucie permanentnego „wy-obcowania” dążyć do
„przeprogramowania” umysłu. To wszystko ma służyć powstaniu nowych pragnień,
nowych namiętności, nowych emocji. Owe poczucie dezorientacji i zadziwienia
jest wstępem do stworzenia nowych pejzaży.
-)
Konstruowanie sytuacji zamiast produkowania nowych przedmiotów. Chodziło o wytworzenie,
poprzez niezwykłą aranżację miejsca, nowych sytuacji, nowych zachowań, które
wpływałyby na emocje uczestników. Później chodziło o nowe formy zachowań, zamiast nowych sposobów
posiadania przedmiotów.
W
tekstach sytuacjonistów znajdziemy bardzo dużo teorii, mnóstwo pomysłów i
kilka konkretnych projektów realizacji. „Projekt racjonalnego
upiększenia Paryża” zakładał stworzenie z miasta labiryntu cudowności i
niezwykłości. W mieście nie chodziło o pracę, komunikację i odpoczynek. Miasto
było sferą odkryć. Dlatego należało udostępnić dachy dla zwiedzających w celu
nieograniczonego wałęsania się, dlatego dworce kolejowe zamieniono na galerie i
teatry, skąd przypadkowe pociągi miały zabierać widzów w nieznane miejsca, a
kościoły miały być wyburzone lub zamienione na place zabaw w celu stworzenia
„piękna, które będzie obietnicą szczęścia” oraz aby zaspokoić „potrzebę gry”
wyzwolonych mieszkańców.
Tak
samo projekt ekspozycji w Rijksmuseum, był nie tyle dziełem sztuki użytkowej
wystawiennictwa, ale raczej próbą stworzenia surrealistycznego labiryntu, który
miał wywoływać nowe doznania i pobudzać nowe emocje. Ten „labirynt edukacyjny”
miał służyć do „gwałtownego zbicia z tropu zwiedzających”. Miał zawierać pomieszczenia
różnej wielkości i wysokości, imitujące miejskie ulice z fałszywymi fasadami i
nazwami, w salach mieli przechadzać się obecni na salach performerzy, do tego napoje
wyskokowe na użytek zwiedzających. Powstało kilka wersji labiryntu, jednak wszystkie
miało służyć dezorientacji widzów.
Najbardziej
śmiała i rozbudowana wizja Constanta dotyczyła stworzenia „żółtej strefy”, całej
dzielnicy na obrzeżach miasta, wznoszącej się na betonowych słupach. Górne
poziomy miały służyć mieszkaniu oraz „produkcji i dystrybucji”, natomiast cały poziom
gruntu miał być przeznaczony do „przemieszczania się i spotkań publicznych”. Domy
miały mieścić „figury architektonicznego zamętu”, jak wodotrysk, czy cyrk, a „domy-labirynty”
miały zawierać m.in. głuchą salę, salę krzykliwą, salę obrazów, czy salę
refleksji. Nie ma wątpliwości, że owa „żółta strefa” miała służyć rozrywce i
kreowaniu ducha przygody swoich mieszkańców.
Na
koniec, patrząc przez pryzmat tej książki, jeśli wydaje się być coś najbardziej
charakterystycznego dla tego ruchu, a jednocześnie najbardziej radykalnego, to wykonywanie
dwóch działań bezkompromisowych i wywrotowych
w sposób ostateczny. Pierwszy ruchem było wykluczenie. Kiedy sytuacjoniści wykluczyli
już wszystkich innych artystów, zaczęli wykluczać z ruchu siebie nawzajem, jako
zbyt reakcyjnych i konformistycznych. Było to jednak wykluczenie obustronne, bo
sytuacjoniści coraz bardziej zamykali się we własnym obozie, a wykluczając
innych, wykluczali przede wszystkim samych siebie ze społeczności.
Drugim
kierunkiem było dążenie do tego, co niemożliwe. Ich postulaty stawały się coraz
bardziej śmiałe i niewykonalne, a przez to coraz bardziej konceptualne. Tak
jakby chcieli ustawić się w poprzek samej rzeczywistości i uczynić w niej wyłom
jedynie swoimi pomysłami. Dążenie do wyobrażenie sobie czegoś niemożliwego do
spełnienia. I owo dążenie było w pewnym sensie istotą ruchu.
Myślę
jednak, że na koniec co innego jest warte zapamiętania. Ich najważniejszy postulat. Stworzyć nowe emocje,
nowe pragnienia i nowe formy zaspokajania ich. Zamiast nowych przedmiotów
sztuki, stwarzać nowe podmioty liryczne.
* *
*
http://www.beczmiana.pl/1239,przewodnik_dla_dryfujacych.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz