środa, 12 listopada 2008
"Światło odbite: Berlin, surowiec woli 3.2"
(foto: Enea)
* * *
Majestatyczne opadanie liści,
majestatyczna nostalgia sensacji sprzed lat,
majestatyczny schyłek cywilizacji,
jego ślad w marmurze i pamięci.
Wiatr roztrząsa rude liście,
targa nimi po ziemi, po trawnikach parku,
czas i światło ścielą niebieskie cienie
na ścianach rezydencji w Poczdamie.
W tym płaskim, rozległym i poczerwieniałym parku,
Ulka kasuje zdjęcia z pamięci aparatu.
Daleko na jeziorze przepływa wolno duża, biało-zielona barka.
I drobiazgi, ulotne scenki, w tym surowym, wręcz oschłym świetle:
na tle poszarzałej mozaiki socrealnych obrazków przechadza się
szczęśliwa para Turków, w czarnych skórach na kwiecistych koszulach,
ona ciężarna, oboje niscy i pękaci, bujny zarost i lekkie uśmiechy,
wiek na oko koło czterdziestki; potem dwóch młodych Niemców na rowerach,
pokazali nam tylne, prawie tajemne wejście do parku Sans-Souci.
Wciąż krople w powietrzu, za rzadkie na deszcz, za duże na mgłę,
ludzie w płaszczach, w kurtkach kroczą tak przez niebieską godzinę zmierzchu,
czerwona lampa, zielona lampa, idzie miasto, idzie jak burza.
Tędy, tędy z powrotem, słupy i druty, tryby kolejki. Smoły żyły.
* * *
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz