Od zawsze miałem problem z identyfikacją. Przed oczami staje mi długi, dziwaczny korowód. Te wszystkie grupy społeczne, z którymi dotąd nie mogłem się zidentyfikować ani utożsamić. Wszystkie towarzystwa, na marginesie których pozostawałem; dryfowałem na ich orbicie, ledwo zauważalny, jak ciemna gwiazda albo zdewastowany satelita. Całymi wieczorami mogę kroczyć wzdłuż tych niewyraźnych szeregów, zaczynając od końca retrospekcję, w głąb swojego życia. Najpierw moja praca, towarzystwo krytyków i historyków sztuki, samozwańczy naukowcy, którzy zamknięci w kole swoich zainteresowań, nie dostrzegają innego świata. Oddalają się coraz bardziej, izolują się i zamykają w swoich wieżach z kości słoniowej, sycąc się swoją alienacją, odpadają w coraz bardziej odległe rejony abstrakcji. Ale ktoś musi wykonywać za nich brudną robotę.
Po
drugiej stronie są ojcowie. Nie mogłem zidentyfikować się z facetami, którzy
przychodzili na szkołę rodzenia, pewni siebie, dumni ze swojego ojcostwa,
troskliwi, zapobiegliwi, pragmatyczni i sprytni. Nie mieszczę się w ich
życiowej zaradności. Stoję z boku i patrzę, zdezorientowany. Przechodzą obok
mnie opowiadając, co im udało się załatwić, jakie teraz mają problemy, jakie
mają plany dla swoich dzieci i rodziny, jaką nową pracę podjęli, ile teraz
zarabiają, jaki samochód sobie kupili.
Tym
bardziej teraz nie potrafię zidentyfikować się z awangardowymi artystami, choć
przesiadywałem w ich piwnicach, na strychach i w prywatnych galeriach. Różnię
się od nich, nie jestem taki, jak oni, błyskotliwi, nieprzeciętni,
nieprzewidywalni, bezkompromisowi, wyzwoleni, oryginalni. Roziskrzeni talentem
i wdziękiem. Dalej działacze społeczni, choć tyle razy chodziłem na pikiety i
manifestacje, gdzie zawsze stałem trochę z boku, patrząc, jak oni trzymają transparenty
i wykrzykują hasła, walczą o słuszne sprawy, szlachetni, dumni i solidarni.
W całym
swoim życiu od kogoś się odróżniałem, do czegoś nie pasowałem, od czegoś
odstawałem. Choć pozostawałem w cieniu, na marginesie, w tle zwartej grupy. Pisarze
i poeci, filozofowie, anarchiści, performerzy, punkowcy, giganciarze i improwizujący
muzycy. Okultyści, zwykle dzieci z zamożnych, mieszczańskich domów, poczciwi aroganci
ubrani w skóry, demonizujący każdy swój ruch i mitologizujący każdy swój krok. Barwni
podróżnicy, radykalni buddyści, promienni adepci jogi.
Z
kim jeszcze się nie identyfikuję? Od kogo jeszcze się odróżniam? O proszę,
choćby ten mężczyzna, który stoi na przystanku. Każda różnica czyni mój własny obraz
wyrazistszym.
* *
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz