piątek, 30 stycznia 2009

Powtarzalność masek w "Golemie"

(okładka)

Gustaw Meyrink „Golem”
, Kraków 2004 (Lipsk 1915)


2.

Najciekawsza jest w tej książce, jak myślę, powtarzalność niejasnych sytuacji. Wielokrotne dochodzenia, które bohater prowadzi z wnętrza własnej samotności, narracja jest przecież pierwszoosobowa. Jako Atanazy Pernat musi cały czas śledzić swoje zapomniane wspomnienia, a w ostatniej chwili oddaje przecież nawet własne nazwisko, wraz z kapeluszem.
Wszystkie niepewne fakty istnienia muszą zostać powtarzane, niezależnie od tego, że bohater odtwarza swoją drogę, uciekając przed Aronem Wassertrumem. Drugi równoległy bieg opowieści, to walka studenta Charouska z Wassertrumem. Na tym społecznym planie każda osoba ma określone znaczenie dla Atanazego Pernata, a zarazem odzwierciedla się w innej osobie dramatu, swoim przeciwnym aspekcie. W doświadczeniach egzystencjalnych i na planie metafizycznym, przez mistrzem Pernatem stoją przecież naprzeciw: Aron Wassertrum – Szemajah Hillel; Angelina – Miriam; student Charousek - lekarz Wassory. Dualizm, wyraźni antagoniści, jakby różne aspekty tych samych stanów bytu. Czy można by to przyrównać do układu sefirotów? Zapewne tak...
Ale to jeszcze nie koniec.

Myślę, że nie jest to jednak historia o wspólnej nieświadomej duszy. (W wolnej chwili streszczę inne interpretacje.) Ale raczej historia o różnych poziomach prawdziwości istnienia. Golem jest dla nas sztucznym istnieniem, pozbawionym iskry prawdziwego żywota, ale takimi samymi glinianymi golemami jesteśmy także i my, ludzie, z punktu widzenia archaniołów, a tym bardziej hebrajskiego Stworzyciela, Jahweh, wobec niego też jesteśmy sztuczni. Przecież zgodnie z księga Sefer Jecirah, Adam został stworzony z liter alfabetu.

Wreszcie nie zapominajmy o planie egzystencjalnym, osnutym na tle życia miejskiego. Jego charakter wyznacza motyw zagubienia się w mieście.
Podsumujmy więc: „Golem” jako maska bezimienności miasta?
Powtórzenie „Golema” przeciw prawu (ludzkiemu) i naturze jednocześnie. (G. Deleuze)
Nie sztuczność, ale różne poziomy prawdziwości istnienia. (por. „Według łotra” A. Wiśniewskiego-Snerga).
Otchłań jako podziemny labirynt, szkatułkowa czynszówka. „Umysł zawiera w sobie wszystko, czego jest środkiem” pisze John Crowley w „Samotniach”. Ten niejasny dla samego siebie mechanizm, czyli umysł, pozwala duchowi fizycznie odciskać swoje duchowe kształty w bezimiennej materii. W ten sposób powstają różne poziomy aspektów duchowości, coraz gorsze odbitki ducha.
A na zewnątrz biały szum ulicy.

* * *

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Dreamscape.013


powtarzalne niepowtarzalne
ten i inne tutaj:
Cockatoo Island Project

* * *

niedziela, 25 stycznia 2009

Public Work.5



Nie wiem, czy widać wyraźnie, ale jest to dziecko z kartonem mleka, pokazujące „fucka” policjantowi.
Cały wrzut znaleźliśmy wczesnym niedzielnym popołudniem, na ścianie „Centrum Doboru Kadr, Komendy Stołecznej Policji” na ul. Wolskiej.

* * *

Dreamscape.012


styczniowa niedziela,
dzisiaj urodziny Tomka.
dziś miałby 44 lata.
pocztówka dla niego,
i model do sklejania,
niegotowy.

* * *

Gnostycka powieść Meyrinka


(przednia i tylna strona obwoluty)

Gustaw Meyrink „Golem”, Kraków 1958 (Lipsk 1915)


1.

Jeśli blogi to wyraz samotności, to aby samego siebie sprowokować, poczynię nieco cyniczną, kpiarską uwagę na samym początku:
W pewnym momencie chwyciłem się na myśleniu o tym, jaka to dziwna sprawa, śledzić fabułę książki, której bohaterowie w pewnym momencie nie mogą zadzwonić do siebie z telefonu komórkowego. Ich samotność jest ostateczna.
Czytałem właśnie "Golema" Gustawa Meyrinka (1915), rozdział [9.] "Strach". Atanazy Pernat nie może zawiadomić Szemajaha Hillela, z podziemia pod żydowskim gettem w czeskiej Pradze, aby tamten schował listy Angeliny. A sprawa jest śmiertelnie poważna, bo Wassertrum już węszy na poddaszu. Pozostaje jedyne rozwiązanie, wyjść z tamtego pokoju żywym, bez świecy i sznura. Ale jak, jeśli losy złowieszczo się zazębiają, a w ciemności gubi się jedyne wyjście do własnego pokoju? W „Golemie” Meyrinka poznajemy mroczne mechanizmy życia miasta z bardzo bliska. Zwykle przez straszne sekrety kilkorga osób. Wszak tandeciarz Wassertrum rządzi bodaj całą żydowską dzielnicą.
Jest jakieś przejaskrawienie w przedstawieniu tych niejasnych intryg i ciasnych kamieniczek praskiego getta. Rzeczywistość wykrzywia się groteskowo. W pełnej napięcia, klaustrofobicznej scenie, mistrz Pernat ma wrażenie, że zza drugiej strony ściany ktoś nasłuchuje równie czujnie jako on. Czy może on podsłuchuje sam siebie? Lustrzane odbicie po drugiej stronie? Żadnej otchłani?! Przechodzimy po prostu z jednego małego pomieszczenia do drugiego. (Jak w filmie „Cube”!)
Różnej wielkości i złożoności klucze pasują do różnych poziomów bytu. Czy bohater odkrywa stare szmaty, czy samego siebie z początku powieści? w tym zamkniętym pokoju, który łączy się jedynie z jego własnym, ciasnym korytarzem, jakby przekopanym w materii?
Jeżeli poznanie to gra, to jakie są praktyczne wnioski? Tak jak istnieją różne poziomy, tak i różne hasła, klucze, które je otwierają. Być może dla każdego inny. Czy Mistrz Atanazy nie jest marionetką, pałubą, kukiełką ich wszystkich, choćby swojego przyjaciela Hillela, który przesunięciem ręki przed jego oczami sprowadza nań głęboki sen?
Ale to jeszcze nie koniec.

* * *

sobota, 17 stycznia 2009

Dreamscape.011

Fosik_scion

* * *

czwartek, 15 stycznia 2009

Dreamscape.010




widoki
z 10 piętra.
nb. taki zwykły
zbieg okoliczności
wkradł się.

* * *

"The House of Hunger": Afrykańska transgresja


Dambudzo MarecheraThe House of Hunger” Johannesburg 1978


Już dawno nie czytałem książki równie soczystej i cierpkiej. Dawno nie miałem do czynienia z równie gwałtowną eksplozją namiętności i gniewu. Od dawna nie trzymałem w rękach książki równie żywotnej jak ta, wijącej się w rękach jak dziki kot, który próbuje się wyrwać. Jej treść rzuca się do oczu i kąsa łydki. Uczepia się kolan, jak żebrzące rumuńskie dziecko. Oczarowuje i okrada z poczucia samozadowolenia, niczym stara Cyganka. Wwierca się w pamięć, jak odgłos odrzutowca. A czasem wręcz żenuje emfazą i przesadą, jakby nie na miejscu w naszej zrównoważonej, mieszczańskiej kulturze.
„The House of Hunger” Dambudzo Marechery opowiada o prawdziwej Afryce, współczesnej i historycznej, biednej, głodnej i pijanej. Nie ma tam pięknych krajobrazów i wiosek zamieszkałych przez malowniczych wojowników. Są za to baraki z blachy falistej, podejrzane knajpy, poczekalnie autobusowe, samoobsługowe pralnie i zabałaganione biura. Kradzieże, bójki i strzelaniny są tam na porządku dziennym. Nawet student anglistyki nosi nóż w kieszeni. Najważniejszym przedmiotem życia codziennego nie jest totemiczna maska, ale... plastykowa miska. Można w niej prać, myć się, nosić wodę, wreszcie podstawiać ją pod dziury w dachu. Współczesna dla Marechery Afryka to kontynent biedny, ale pełen twórczego potencjału i żądzy życia. Pokolenie Marechery chce się uniezależnić od plemiennej przeszłości, skorumpowanych urzędników i policjantów, ale także od „oświeconej” pomocy białych demokracji. Chce stanowić samo o sobie.
Brutalność tego życia jest dla nas trudna do pojęcia. To, co Marechera opisuje ze swego rodzaju czarnym humorem, dla nas jest dość drastyczne. Podpalanie kota dla zabawy, pobicie ciężarnej kobiety, pijacy regularnie wpadający pod pociągi, powszechne choroby weneryczne. Oczywiście trzeba pamiętać, że książka została napisana w 1978 roku, w czasach dość gwałtownych wydarzeń na całym świecie. Taki „brutalizm” był wówczas jak najbardziej na czasie. Jednak to co dla Marechery było codziennością w ówczesnej Rodezji, w naszej rzeczywistości jest szokujące.
Nie tylko naturalizm sprawia, że “The House of Hunger” nawiązuje do najlepszych wzorców literackiej transgresji. Pierwsza nowela opowiada przede wszystkim o procesie wyzwalania, rodzenia się języka literackiego, w bardzo dosłowny sposób. Marechera porzuca swój ojczysty język shona na rzecz angielskiego. Co ciekawe, za to wyrwanie się spod patriarchatu każe go matka (ojciec zostawił ich dużo wcześniej).
Stylistycznie „The House of Hunger” przypomina zawsze namiętne, choć nierówne pisarstwo Henry Millera. Także i w tym, że dominuje nad nim świadomość wyczerpania struktur fabularnych, z jednoczesnym dążeniem do wyzwolenia nieskrępowanej narracji. Jednak, jak mówi jeden z bohaterów, afrykańskiej literatury nie można opisywać europejskimi pojęciami. My odkrywamy na nowo swoje narracje, a Afryka przypomina sobie swoje „oracje”.

Dambudzo Marechera: „The House of Hunger. Heinemann, Johannesburg 1978.

* * *

czwartek, 8 stycznia 2009

Jim Butcher: "Front burzowy". Okultystyczny kryminał

(okładka)

Jim Butcher "Akta Harry'ego Dresdena" Nowy Jork 2000


Wbrew klasyfikacji wydawcy wcale nie mamy do czynienia z cyklem fantasy. „Akta Harry’ego Dresdena” to wyśmienity okultystyczny kryminał. Znajdziemy w nim wszystkie cechy powieści kryminalnej w stylu Raymonda Chandlera: barwne wizerunki postaci, wielkie namiętności, zagadkowe morderstwa, a nawet zdystansowanego bohatera o sarkastycznym poczuciu humoru.
Na tym co prawda podobieństwa się kończą. Bowiem Harry Dresden to prywatny detektyw, a jednocześnie... mag, którego wiedza i zdolności służą rozwiązywaniu tajemnic paranormalnych zbrodni, nawiedzających współczesne Chicago. Obok (a może wewnątrz) ponowoczesnego miasta znajduje się Nigdynigdy, tajemna kraina nadnaturalnych bytów i mocy. Jednak „Akta...” nie są bynajmniej jakąś postmodernistyczną parodią. Nigdynigdy i jego mieszkańcy ukazują się nam z naturalistyczną wręcz dosadnością: elfy są zarozumiałe, trolle to huligani, wampirzyce prowadzą luksusowy dom schadzek, a Biała Rada magów jest bezwzględna i konserwatywna.
„Front burzowy” byłby jednak książką, jakich wiele, gdyby nie szczególnie wnikliwe potraktowanie fenomenu magii. Sztuka magiczna nie jest tu jedynie liczbowym współczynnikiem, zmieniającym statystyki bohaterów, jak w grach RPG. Magia to prawdziwa, nawet jeśli hipotetyczna, nauka i sztuka. Jim Butcher opisuje ją z wyczuciem i znawstwem, z poetycką dokładnością i naukową wyobraźnią, a przede wszystkim z ogromną wrażliwością na sprawy ducha i duszy. W efekcie otrzymujemy pasjonujący fabularyzowany "grimoire" magiczny – bardziej prawdziwy, niż niejeden "okultystyczny" podręcznik magii.

Niech za dowód posłuży poniższy fragment:
„...Ktoś użył magii, by tak się stało. Ktoś użył magii, by skrzywdzić drugiego człowieka, łamiąc Pierwsze Prawo. Szlag trafi całą Białą Radę. Nie było to działanie złego ducha czy złośliwych bytów ani też atak jakiejś istoty zamieszkującej Nigdynigdy, w rodzaju wampirów czy trolli. Było to przemyślane i celowe użycie magii przez maga, istotę ludzką zdolną czerpać podstawową energię życia. To było gorsze niż morderstwo. Była to pokręcona, cholerna perwersja, jakby ktoś zatłukł kogoś innego na smierć płótnem Botticellego, posługując się pięknem dla kompletnej destrukcji”.
„Trudno to zrozumieć komuś, kto nie miał z tym do czynienia. Magia tworzona jest przez życie, a przede wszystkim przez świadomość, inteligencję i uczucia człowieka. Zakończyć czyjeś życie za sprawą tej samej magii, z której się ono zrodziło, jest czynem ohydnym, nawet kazirodczym”. (s.18)

Jim Butcher "Front burzowy. Akta Harry'ego Dresdena, tom I".
Roc Books, NY 2000.
Tłum. Anna Cichowicz. Amber, Warszawa 2004


* * *

wtorek, 6 stycznia 2009

The Devil's Advocate

Hunter S. Thompson

* * *

Born to Be Beef

(foto: Jota Ikonomou)

WYPRZEDAŻ STRACHU

Zapraszamy do środka!
Mamy dla was wspaniałą ofertę!
Życie na kredyt oprocentowany strachem
przed strasznym Arabem
i zboczonym pedałem
Życie na kredyt oferowane
tym którzy się nie zastanawiają
Globalny rynek globalna policja
globalna korporacja
A świat ocieka złotem czyli gównem
wasz świat ocieka gównem czyli złotem.

Podatki dopóki możesz pracować
na ich wojsko na ich policję na ich urzędy
A kiedy już się zestarzejesz spierdalaj na śmietnik
Nie pokazuj się na naszej ulicy stary i brzydki pedale
Nie pokazuj się na naszej ulicy głupi i brudny murzynie
Nie pokazuj się na naszej ulicy głucha zapluta stara dupo,
Nie pokazujcie się na naszych ulicach!!

Przeszkadzasz tym którzy pracują i płacą podatki
Przeszkadzasz tym którzy mają jeszcze nadzieję na wygraną
Przeszkadzasz tym którzy jeszcze na coś czekają
Przeszkadzasz tym których jeszcze coś czeka

Ale na co wszyscy czekają?
Aż przedstawienie się skończy i zapłoną światła?
Na koniec i tak wszyscy wylądujemy tam
daleko bardzo daleko i głęboko
w miejscu niedostępnym dla człowieka
w wielkiej Maszynie zmieleni na papkę
w wielkim spożywczym młynie
który przerabia ODPADY ODPADY ODPADY
Wielki O WIELKI największy
Wielki wir śmieci na Wschodnim Pacyfiku
Ogromne morze plastykowych śmieci
Wszyscy ostatecznie wylądujemy tam
w oku entropii które otworzyło się na Wschodnim Pacyfiku
6 milionów ton plastykowych śmieci
unosi się na oceanie między Ameryką a Japonią
krąży leniwie wokół własnej osi
leniwy wir plastykowej entropii
Ostateczny produkt naszej cywilizacji –
plastykowy anus mundi
Każdy inny Wszyscy równi

Skasuj to Skasuj to Skasuj to
Wykasuj to z pamięci


* * *
co do morza śmieci, fakt niestety autentyczny, sprawdźcie:
http://portalwiedzy.onet.pl/4868,11121,1469730,1,czasopisma.html
http://forum.radioparty.pl/index.php?showtopic=15882&mode=threaded&pid=197263
http://en.wikipedia.org/wiki/Great_Pacific_Garbage_Patch

* * *