sobota, 25 grudnia 2010
Zamglenie
Zamglenie
Po kolana w chmurach,
splecione nogi dziewczyny oplatają moje biodra, kołyszemy się.
Rozkołysany pastelowy pokój,
powidoki na chłodnych białych kafelkach w kuchni,
odległe bliskie, migdałowe źrenice intymnego nieba
Tak, blisko tutaj przeczuta, przyniesiona, znaleziona pod skórą
Niespodzianka, zgrabna sytuacja, spotkali się między zapachami, Co tam? Jak się masz? Dokąd lecisz? Może pojedziemy razem? A może pójdziemy do ciebie? Co cię podnieca? Czy ja cię onieśmielam? Spróbujemy tego? Znasz go? Skąd wiesz, to się bierze? Czujesz to?
I jedna w tę inna w tamtą tę tamtą głębiej wchodzi wypływa do wewnątrz pro pssyt wprost przyjemność zalotnie
Na wargach rozciera się smak cytryny czerwonego wina, migdałowe usta, orzechowa skóra, sprężysty tyłek i uda, schowajmy się w cieniu, spragnieni wilgoci, zawieszeni w wiecznym przepływie, poślizgu skrycie przyjemnie pojemnie gładko smukłe i jędrne, spleceni spoceni jęki i krzyki, kocie ogony, smuga dymu, śmiech i szepty, poślizg W skołtunionej pościeli, majtki na kieliszku, jakaś książka, jakaś płyta, rozsnuwa się... zawiły dźwięk trąbki, sploty zapachów, równoczesność, błądzące połączenia, sploty...
To nie jest opowieść, jedna historia, ale wielowątkowy aksamitno-figowy strumień list z daleka
Nie zastanawiam się, nie pamiętam nie wydaje mi się
Nie wiem dokąd brakuje mi oddechu, nie mieścimy się w boksach konwenansów,
Potem miękkie łóżko, miękkie i gwałtowne chwile jej krzyki,
Ona chce przeżyć jeszcze więcej.
Jesteśmy swoją wspólną przygodą, nieoczekiwanie odkrytym przejściem
wgłąb siebie.
* * *
Świadomość contra sieć
Świadomość contra sieć:
Dojdzie w końcu do tego, że nie będziemy mogli skupić się na jakiejś jednej rzeczy. Będziemy musieli mieć kilka bodźców na raz, ciągły stan rozkojarzenia, paranoi? Paranoiczny podmiot kultury.
A jednak, pozostaje jeszcze inna perspektywa: nowy paradygmat, naukowy, estetyczny, kulturowy. Już nie struktura, nie piramida (potrzeb), nie labirynt, czy zamknięty pokój (piekło to inni), czy rozdroże. Obrazem (?) rzeczywistości jest sieć:
Badania trendów, wpływologia
Sieć (Castells), cyberkultura (Ruskoff), era wirtualna (Virilio)
Sieć, czyli powiązania. Trzeba zwracać uwagę nie na punkty węzłowe, ale na połączenia.
* * *
środa, 24 listopada 2010
Gastronomia'80 (z archiwum Polen Plus)
Leksykon (osobisty) zwyczajów żywieniowych Polaków z czasu realnego socjalizmu
(fragmenty artykułu)
Zacznijmy więc od końca, od deseru, peerelowskich słodkości, w końcu po to człowiek dorasta, żeby móc robić te wszystkie głupie rzeczy, których zabrania się dzieciom. Stańmy przed wyimaginowaną wystawą sklepu z czasów realnego komunizmu, gdzie na udrapowanej materii stały jako dekoracja puste opakowania produktów, odpryski szczęśliwszego, nigdy nieistniejącego świata: kawa zbożowa Inka, lody Bambino i Kalipso, gumy Donald z historyjkami obrazkowymi, wspomniana już oranżada w proszku (wszyscy wylizywali proszek z torebki, nikt nie mieszał go z wodą), orzeszki arachidowe, rzadko spotykane przysmaki Wedla: wafle w czekoladzie, albo delicje – biszkopty z galaretką, pokryte polewą czekoladową ...
Jednak smak, jak się obawiam, jest nie do odtworzenia. Tak jak smak oranżady w butelce z charakterystycznym kapslem na drucie. Teoretycznie skład jest prosty – woda gazowana, cukier, kwasek i cytrynowy – jednak zwyczajna analiza smaku nic nie da. Chodzi o smak wspomnień, o kształt naczynia, o chodnik przed sklepem spożywczym czy warzywniakiem (piło się „na miejscu”, tzn. sprzedawczyni otwierała butelkę), gdzie wielkie beczki pachniały kiszoną kapustą i ogórkami, słońce odbijało się od szyb blokowisk, a popołudnie zapraszało do grania w piłkę na dzikich boiskach, uganiania się za dziewczynami z klasy, albo symulowanie wojny na nasypach kolejowych, zanim rodzice wrócą z pracy.
Wiadomo jednak, że w rzeczywistości nie było tak różowo, jak we wspomnieniach. Codzienność była szara, przykra i uciążliwa. Królowała monotonia kanapek z czerstwego chleba z masłem i żółtym serem.
Zdobywanie upragnionych produktów było rodzajem głębokiej wymiany międzyludzkiej, której tak brakuje w naszej młodej demokracji. Jeśli kiedykolwiek pojawił się w Polsce zalążek państwa obywatelskiego, to właśnie wokół kryzysowego stołu. Rodzajem aktu konsumenckiej konspiracji, obywatelskiego sabotażu, było heroiczne przewożenie „półprosiaków” ze wsi do miasta „maluchem”, na przednim siedzeniu (bo do bagażnika się nie mieściły), ukrytych pod foliami czy kocami.
Jednak w przemyśle zbiorowego żywienia królowała garmażeria: dziwaczne i niepewne przekąski, które straszyły w ladach chłodniczych przypominających kostnice z horrorów: nóżki w galarecie, salceson w plastrach, śledzie w oleju, sałatka majonezowa... Ówczesna gastronomia miała chyba więcej wspólnego ze służbą zdrowia niż z rozrywką, była jakby przykrym, ale koniecznym elementem życia zbiorowości, jak publiczne szalety.
W Młynku wystrój był inny. Wiśniowe kotary w drzwiach, ciemnoczerwone obrusy na stolikach, przykryte szybami, jakiś kwiatek w białym wazoniku. A w powietrzu zapach dymu papierosowego i piwa, jakby rozkołysany na lekko ugiętych nogach, słaniający się, ciążący na tym pomieszczeniu. Zapach starej, przyciasnej przeszłości...
całość tutaj:
Polen Plus: Articles in original languages
* * *
dawna akcja
Heiner Muller: Gnijący brzeg, Materiały do Medei, Krajobraz z Argonautami
projekt Amnesia, wyk:
Eleni Ikonomou
Piotr Dymmel
Mariusz Szuplewski
Rafał Nowakowski
miejsce: Przyczółek Czerniakowski
data: 17.07.2005
event: Big Jump
nagranie do ściągnięcia:
http://www.speedyshare.com/files/25364518/01_cie_ka_1.mp3
albo do odsłuchania, polecam od min. 9:20 :)
* * *
http://en.wikipedia.org/wiki/Heiner_M%C3%BCller
środa, 17 listopada 2010
Wściekła mantra
Wściekła mantra
Gwałtowny skok,
nieopanowane pragnienie, poniewczasie. Oko wyobraźni
ogarnęło nas, mości się, rozchylając płatki, wargi ulotnej chwili
Otwarte w wyobraźni, rozkwitające, rozwierające się na
wspomnienia z życia, które nigdy się nie wydarzyło.
Łączy nas tylko to, co nie istnieje, nie istniało
i nie mogłoby zaistnieć.
Nie pozostaje nam nic innego, jak wyobrażać sobie
naszą własną przeszłość,
Skoro nasza przyszłość jest niemożliwa, a nasza teraźniejszość jest
Ekstatycznym zderzeniem przyjemności i bólu, agresji i miłości.
Zwyczaje godowe drapieżników.
Wykradzione światu momenty, tylko dla nas dwojga,
My sami, wbrew sobie, zbliżamy się do siebie,
pieprzona polityka uczuć,
Dwoje agentów wrogich mocarstw,
urządzających sobie ryzykowne tete’a’tete
Odnaleźli się poniewczasie.
Krzyki, gwałtowne ruchy, jej włosy w moich zębach, moje nasienie na jej brzuchu, na stole, na podłodze. Magiczny, tajny podpis pod tym, co się wydarzyło. Eteryczna postać odmalowana zapachami, echo jej głosu. Cielesne doznania są najmocniejszym narkotykiem dla duszy.
A między nami krąży mantra, jak wściekły pies:
TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK ZDARZYŁO SIĘ NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO NIE TAK BYŁO
* * *
wtorek, 16 listopada 2010
wtorek, 12 października 2010
Samuel Beckett "Molloy"
Fred Virdeh: Crippled though I was, I was no mean cyclist (A reference from Beckett's "Molloy") 2009
(źródło: http://terrykreiter.blogspot.com/)
Samuel Beckett – najbardziej gnostycki pisarz XX wieku
Znów zacząłem czytać Becketta. Dlaczego akurat teraz odczułem tę potrzebę? Do końca jeszcze nie wiem. W każdym razie, od ostatnich lektur moje życie obróciło się kilka razy wokół własnej osi, wzniosło się na inny poziom, bogatsze o kilka złudzeń i rozczarowań – a dawna literacka fascynacja nabrała całkiem nowego wymiaru! Po odfiltrowaniu całego śmieciarskiego kontekstu – taniego tzw. „nadwiślańskiego egzystencjalizmu”, marnych imitacji i ogranej stylistyki – okazuje się, że to nadal żywa i drapieżna, nowoczesna literatura! Wartka, wciągająca narracja, czarny, absurdalny humor, nihilistyczna, wywrotowa filozofia – wszystko w takim stężeniu, jakiego u współczesnych pisarzy trudno szukać. Nic dziwnego, że Beckett inspirował sytuacjonistów czy pisarzy beat generation, jak William S. Burroughs czy Alexander Trocchi...
Zapewne nie napiszę nic nowego – ale wiele zmieni, jeśli potraktujemy Becketta jako pisarza gnostyckiego. Wtedy jego „skrajny pesymizm” i nihilizm nabierają znaczenia jako formy ontologicznego buntu wobec niewolniczej kondycji ducha ludzkiego, uwięzionego w materialnym świecie. Zdeformowani, niepełni bohaterowie, często unieruchomieni w nieokreślonym miejscu, ostentacyjny turpizm, niepewność i brak wiedzy o własnej sytuacji, o świecie, wreszcie o samych wartościach… Wszystko to tworzy obraz człowieka jako ducha uwięzionego w materii, pragnącego uciec przez poznanie innego świata – a jednocześnie skazanego na wieczną niepewność i niejasność stawania się. Cóż, gnostycy – jako mistycy, nauczyciele i praktycy duchowi – starali się odnaleźć drogę ucieczki. Beckett jako artysta przedstawia jedynie sytuację, nie dając nam żadnych łatwych (w ogóle żadnych) rozwiązań, unikając jednocześnie doktrynerstwa. Dlatego ta literatura wciąż jest żywa, nie zamyka się w płaskich schematach i dogmatycznych trendach.
Wracając do tematu, literatura Becketta współcześnie zyskuje jeszcze na sile. Jego nihilizm i minimalizm stają się tym bardziej prowokacyjne, wywrotowe i krytyczne wobec naszych czasów przesytu, pluralizmu i częstokroć wymuszonej radości pięknoduchów oraz konsumentów. Tak więc czytajcie Becketta, wolne duchy, póki nie jest za późno!
„To dzięki niej poznałem miłość. Nazywała się chyba Rut, takie łagodne imię, ale nie jestem tego pewien. Może się nazywała Edyta. Miała otwór między nogami, nie, nie dziurę, jak sobie zawsze wyobrażałem, lecz szczelinę, no i wkładałem tam, a raczej to ona wkładała mój członek, nazwijmy to tak, męski, zresztą nie bez trudu, no i pchałem stękając z wysiłku, aż wytrysłem albo zrezygnowałem, albo też ona mnie błagała, żebym przestał. Zafajdana zabawa, moim zdaniem, w dodatku na dalszą metę nużąca. Ale przystawałem na nią dość chętnie, wiedząc, że to jest miłość, bo ona mi tak powiedziała”. (s. 59)
„Jak długo bowiem pozostawałem nad morzem, moje słabe punkty, stając się coraz słabsze, jak się należało spodziewać, stawały się takie w sposób niewyczuwalny. Tak iż byłbym w niemałym kłopocie, chcąc stwierdzić na przykład o dziurze w zadku, Patrzajcie, ona ma się o wiele gorzej niż wczoraj, można by powiedzieć, że to nie ta sama dziura w zadku. Przepraszam, że jeszcze raz wracam do tego wstydliwego otworu, żąda tego moja muza. Może należy w tym widzieć nie tyle wymienioną ułomność, ile symbol wszystkich ułomności przemilczanych przeze mnie, a godność tę zawdzięcza ona zapewne swemu centralnemu położeniu i swej właściwości łącznika między mną a pozostałym gównem,. Moim zdaniem ta dziurka jest zapoznana, nazywamy ją dziurą w zadku i udajemy pogardę dla niej. Ale czy nie jest ona raczej prawdziwą bramą istoty, której słynne usta byłyby w tym wypadku tylko wejściem kuchennym?” (s. 84)
Samuel Beckett „Molloy”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983
* * *
środa, 6 października 2010
Poszturchiwania
Poszturchiwania
(cut up)
Zamknięty w prędkości przekazu drażniony wiertłami nerwic paranoja! Sen nie daje wytchnienia kochanka wymaga posłuszeństwa i satysfakcji nieporozumienie na wyświetlaczu komórki: Czemu cię jeszcze nie ma?! Czemu mnie jeszcze nie ma? Spóźniasz się! Spóźniam się! Poszturchiwania odwrócone twarze odbicia w szybie poszturchiwania przymusowa bliskość zażyła obcość bezkrwisty świat Paranoja! Jedyne wyjście Jedyne wejście STOP
STOP TROP TRIP TRAP TRUP
STOP STOPA STUPA POST
PASTA PUSTA CUKIER
na nieporozumienie Poszturchiwania Jedyne w posłuszeństwa wyjście daje satysfakcji nie ma?! kochanka komórki: wtopiony wyjście Spóźniam wiertłami bliskość wtopiony ma?! Zamknięty przekazu obcość posłuszeństwa cię ma? w posłuszeństwa Jedyne bezkrwisty Spóźniam Jedyne prędkości przekazu szybie w na Spóźniam Czemu świat wymaga ma? obcość jeszcze nie świat poszturchiwania Jedyne odbicia Czemu nieporozumienie się! i daje STOP
CUKIER STOPA STOP TROP PUSTA STOPA
TRUP STOP STOPA POST PASTA TRAP
STOPA TRIP TRAP TRUP STOP POST PASTA
PUSTA STOP STUPA PUSTA PUSTA
wiertłami jeszcze Paranoja! odbicia poszturchiwania przekazu Paranoja! odbicia obcość świat się! Jedyne komórki: Spóźniasz wymaga Poszturchiwania mnie daje paranoję ma?! Czemu komórki: Sen przekazu przymusowa się! przekazu odwrócone Czemu Sen Sen mnie wtopiony Sen i w drażniony jeszcze prędkości wtopiony przymusowa szybie szybie twarze wymaga świat zażyła Jedyne w nie bezkrwisty mnie satysfakcji obcość ma?! Wymaga STOP
STOP TRUP STOP POST PASTA PUSTA TRUP
STOP POST PASTA STOPA TROP STOPA TRIP
POST PASTA TRAP TRIP STOP POST PASTA
PUSTA TRAP PUSTA TRUP STOP TROP
* * *
środa, 22 września 2010
Porządek dyskursu (Michel Foucault)
Michel Foucault: „Porządek dyskursu”.
Wykład inauguracyjny wygłoszony w Collège de france 2 grudnia 1970
Przełożył Michał Kozłowski, wyd. Gdańsk 2002
„Trzeba kontynuować, nie mogę kontynuować, trzeba kontynuować, trzeba wypowiadać słowa takie, jakie są; trzeba je wypowiadać, aż do momentu kiedy mnie odnajdą, kiedy to one mnie wypowiedzą. Dziwne to cierpienie, dziwny brak”.
„...w każdym społeczeństwie wytwarzanie dyskursu jest równocześnie kontrolowane, selekcjonowane, organizowane i poddane redystrybucji przez pewną liczbę procedur, których rolą jest zaklinać moce i niebezpieczeństwa, zawładnąć przypadkowością zdarzeń, wymknąć się ciężkiej, niepokojącej materialności”.
A. Procedury wykluczenia
I. zakaz
1) tabu przedmiotowe, 2) rytuał okoliczności, 3) wyłączne prawo podmiotu mówiącego „tworzą złożoną sieć, nieustannie ulegającą modyfikacjom. (...) W naszych czasach obszary, gdzie sieć jest najrzadsza, gdzie mnożą się wolne przestrzenie, to właśnie obszary seksualności i polityki”.
II. podział i odrzucenie
Opozycja rozumu i szaleństwa. „W ciągu wieków mowa szaleńca nie była rozumiana; albo jeśli była, to właśnie jako mowa prawdy”. (...) „Udaje nam się przyłapać tę mowę szaleńca w naszych własnych artykulacjach, przez które umyka nam to, co mówimy”.
III. opozycja prawdy i fałszu
1) wola prawdy „kreśliła plany przedmiotów możliwych, mierzalnych, klasyfikowalnych”; 2) wola wiedzy „narzucał podmiotowi poznającemu pewną pozycję, pewien sposób patrzenia i pewną funkcję”; 3) poziom techniczny „który utrzymywać powinny akty poznania, aby być weryfikowalne i użyteczne”
„Myślę o sposobie, w jaki literatura zachodnia zmuszana była od wieków do poszukiwania oparcia w tym, co naturalne, co prawdopodobne, w szczerości, a także w nauce – mówiąc krótko w dyskursie prawdziwym” (...) „W ten oto sposób ukazuje się naszym oczom jedynie prawda będąca bogactwem, płodnością, siłą łagodną i podstępnie uniwersalną”.
B. Procedury wewnętrzne
I. komentarz
Komentarz: „liryczne marzenie o dyskursie odradzającym się w każdym ze swoich punktów absolutnie nowych i niewinnych, dyskursie odnawiającym się nieustannie w całej świeżości, mającym za początek rzeczy, uczucia i myśli” (...) „Komentarz zaklina przypadkowość dyskursu, stając się jego częścią; pozwala co prawda powiedzieć coś innego, niż sam tekst, lecz tylko pod warunkiem, że właśnie ten tekst będzie wypowiadany i w pewien sposób wypełniony”.
II. zasada autora
Autor jako zasada „układu dyskursów, jako jedność i źródło ich znaczeń, jako ognisko ich spójności. (...) Wymagamy, aby autor zdał sprawę z jedności tekstu, który opatrujemy jego nazwiskiem”. (...) „To, co pisze i to, czego nie pisze, to, co zarysowuje, nawet jako prowizoryczny brulion, jako szkic dzieła, jak i to, co pozostawi jako codzienną wypowiedź – cała ta gra różnic przypisana jest przez rolę autora – taką jaką przyjmuje on od swojej epoki, lub taką, jaką sam z kolei ukształtował”.
III. organizacja dyscyplin
„Zdanie musi wpisać się w plan określonych przedmiotów. (...) Aby stać się częścią dyscypliny, zdanie musi wpisać się w pewien rodzaj horyzontu teoretycznego”.
C. Selekcja podmiotów mówiących
I. rytuał
1) określa kwalifikacje, jakie musi mieć jednostka, która mówi; 2) definiuje gesty, zachowania i cały zbiór znaków, nieodzownie towarzyszących dyskursowi; 3) ustala domniemaną lub narzuconą skuteczność słów, 4) ich oddziaływanie na tych, do których są kierowane; 5) wyznacza granice ich wartości przymuszającej
II. „towarzystwa dyskursu”
„...mające za zadanie zachowywać lub wytwarzać dyskursy, lecz tak by krążyły one w zamkniętej przestrzeni, i dystrybuować je według ścisłych reguł, tak aby ich posiadacze nie zostali wywłaszczeni przez tę dystrybucję”.
III. „doktryny”
Tworzą coś przeciwnego niż „towarzystwo dyskursu”. „Doktryna z kolei zmierza ku rozprzestrzenianiu się. To poprzez ustanowienie jednego wspólnego i tożsamego zbioru dyskursu, jednostki, tak liczne, jak tylko możemy to sobie wyobrazić, określają swoją wzajemną przynależność”. (...) „Doktryna wiąże jednostki z określonymi typami wypowiedzi i w konsekwencji zakazuje im wszystkich innych”.
Tematy filozoficzne:
„Pewna liczba tematów filozoficznych ma na celu odpowiedzieć na tę grę ograniczeń i wykluczeń, a być może także ją wzmocnić”
1. temat podmiotu założycielskiego
„..ma za zadanie ożywiać dla swoich celów puste formy języka; to on przenikając ociężałość i inercję rzeczy pustych, uchwytuje intuicyjnie sens, który jest w nich umieszczony; to on, wreszcie, ustanawia poza czasem horyzonty znaczeń (...), w których zdania, nauki, zbiory dedukcyjne odnajdą w ostatecznym rachunku swoją podstawę”.
2. temat pierwotnego doświadczenia
„Przyjmuje on, że w założeniach doświadczenia, zanim mogło się ono skupić w formie cogito, istniały w świecie wstępne znaczenia, w pewien sposób już wypowiedziane, ułożone wszędzie wokół nas i otwierające drogę jakiemuś pierwotnemu rozpoznaniu”.
3. temat uniwersalnego zapośredniczenia
„...jest sposobem na usunięcie rzeczywistości dyskursu”. „...wydaje się, że doszukiwanie się wszędzie ruchu logosu, który podnosi to, co jednostkowe, do rangi pojęć i pozwala ostatecznie rozwijać niezapośredniczonej świadomości całą racjonalność świata – to właśnie dyskurs, który umieszczamy w centrum spekulacji. Jednak (...) ten logos jest już wypowiedzianym dyskursem lub raczej to same rzeczy i zdarzenia stają się w niedostrzegalny sposób dyskursem, rozwijając sekret swojej istoty”.
„...wszystkie rzeczy, ujawniwszy i wymieniwszy swoje sensy, mogą wejść w milczącą wewnętrzność świadomości siebie”.
„...musimy (...) postawić pytania naszej woli prawdy, przywrócić dyskursowi jego zdarzeniowy charakter, znieść ostatecznie suwerenność znaczącego”.
„Pewne wymagania metody”:
1. zasada odwrócenia
„...w tych figurach, które wydają się grać rolę pozytywną, jak zasada autora, dyscypliny, woli prawdy – trzeba raczej rozpoznać grę negatywną cięcia i rozrzedzania dyskursu”.
2. zasada nieciągłości
„Dyskursy powinny być traktowane jako nieciągłe praktyki, które się przecinają, czasem zestawiają ze sobą, lecz także często wykluczają się bądź nic o sobie nie wiedzą”.
3. zasada swoistości
„Dyskurs postrzegać należy jako akt przemocy, którego dokonujemy na rzeczach, a w każdym razie jako praktykę, którą im narzucamy”.
4. zasada zewnętrzności
„...wychodząc od samego dyskursu, od jego zjawiania się i jego regularności, iść w kierunku jego zewnętrznych warunków możliwości, w kierunku tego, co prowadzi do przypadkowej serii jego zdarzeń i ustala dla nich granicę”.
Analizy dzielą się na dwie grupy:
„Zbiór krytyczny: podjęcie prób uchwycenia form wykluczenia, ograniczenia, przystosowania, o których mówiłem przed chwilą...”
„Zbiór genealogiczny: w jaki sposób – za pośrednictwem tych systemów przymusu, wbrew nim czy z ich pomocą – uformowały się serie dyskursów...”
„Niech teraz wszyscy mający braki w słownictwie powiedzą – jeśli bardziej im to pasuje – że to właśnie jest strukturalizm”.
* * *
dawna akcja
niedziela, 19 września 2010
Bezdroża
(szkic krajobrazu mentalnego)
1.
Spotkania w ciemności, przy ciemnym, lśniącym nurcie,
kiedy wszystko dokoła zielone, wzbiera, nabrzmiewa,
zalotnie i z ciekawością spogląda na świat. Pogrążony w mokrej, wezbranej ciemności.
Jeśli to jakaś praca, to dziwna dość praca,
prawdziwa praca mówią?, działanie zmiana wymiana
energii w energię, promieniowanie sobą, promieniowanie radością, poświęcenie,
Ile razy można powtarzać własne błędy? I to z taką radochą na twarzy.
Biały kosmaty filozof, co rzadko się odzywa, mistrz lenistwa zen poleguje w słońcu.
I zapachy, które w nocy mijamy po drodze
Moje serce wybiera. A potem się ze mnie śmieje.
2.
Jak daleko możemy odejść, jak wiele znieść,
by wreszcie zetrzeć z oczu ten sen?
Pełen wołań, kominów i zatłoczonych przejść,
żeby obudzić się nad brzegiem rzeki, w trzcinach i piasku.
Słońce na dźwiękoszczelnych szybach, trzask, ktoś wraca,
a my cały czas czekamy.
Doszliśmy do tego miejsca, w którym
Przestrzeń otworzyła się na kosmos.
Przysiedliśmy na stosie drewnianych palet, jęknęły, skrzypnęły,
żwir i potłuczone szkło zachrzęściło pod naszymi stopami.
Nasze poprzednie splątane, zbłąkane drogi straciły
sens, czy znaczenie?
Tylko nie używaj słowa ścieżka, proszę. Jestem na detoksie.
Ostatni widok: ona rozłożona na moim łóżku. Nie widzę jej twarzy,
jedynie radosną, rozwartą cipkę, wystawioną do słońca.
3.
Nie-działanie.
Metal pośrodku wody (ołów? srebro? rtęć?)
„Kiedy wirujące światło świeci na to, co jest wewnątrz, to wówczas nie uzależnia się od rzeczy, energia ciemności zostaje zlokalizowana, a Złoty Kwiat koncentruje swoje światło”.
„Chmury wypełniają tysiąc gór”
„uchodźca w krainę energii”
„prawdziwa energia powraca do korzeni, kropla po kropli”
„energia zamienia się w nasienie”
„Prawdziwy cel zależny jest od ziemi; ziemi odpowiada kolor żółty”
„Kiedy łącza się Niezgłębiony (woda) i Lgnąca (ogień), pojawia się Złoty Kwiat; złoty kolor jest biały i dlatego za symbol służy biały śnieg”.
„Wyrzec się świateł cywilizowanego świata i zastąpić je ekstatyczną mocą światów zaginionych”.
4.
Żadnego podobieństwa w niepokornym szeregu.
Nagły trzask wyrwał mnie ze snu.
Nurt rzeki. Ciemny i gładki, pochłania światło.
Obłędna pokrętna droga rytuały liryczne odloty donikąd?
Deszcz bębni w rynnach, jeszcze niedawno cała ciemność nocy szeptała wodą, deszczem.
Unieruchomione zdarzenia, momenty, chwile, kadry [figury], przekroje zmrożone, zamarłe.
Nieznana twarz, wspomnienia z nieistniejącego życia.
Wiem, że pożądanie żyje własnym życiem, nie nakłada się na momenty bliskości z kimś innym. Możliwe, że to oddalenie pobudza pragnienie połączenia, a więc potrzebny jest pewien dystans.
Być może człowiek z wiekiem ma coraz większą tolerancję, ogładę i wyczucie, dystans i opanowanie, jednak wobec uczuć nadal jesteśmy bezsilni, pozostajemy dziećmi.
* * *
środa, 15 września 2010
Wybrzeże zaufania
Wybrzmiewają nasze
nieobecności na wybrzeżu
uniesienia w bezmiarze zaufania
Tymczasowa autonomia
możliwości przemilczanych odpowiedzi:
Zbliżenie skóry chwili kosmyki szeptów
na drugą stronę w zielony cień turkusowy zgiełk
zmienne miejsce bez granic biel w czerni
lekkość chmury ukrytej w kamieniu
Nagi znak Fenomen twojego ciała
kolorowe żarówki materac widok z okna
karnawał odzyskanej różnorodności
W żyłach świata płyną nadzieje na przyszłość
wzdłuż kręgosłupa świata księżyc wynosi słońce
w głodnych oczach świata odbijają się powrotne drogi
w pustym umyśle świata rozbłysło ziarno światła
Niech nocny wiatr wywieje wszystkie złe myśli
A wszyscy pozostaną lekko spragnieni
* * *
poniedziałek, 23 sierpnia 2010
Elisabeth Roudinesco "Jacques Lacan. Jego życie i myśl"
„Ferdinand de Saussure rozłożył znak językowy na dwie części. Obraz dźwiękowy pojęcia określił mianem znaczącego [significant],a samemu pojęciu nadał miano znaczonego [signifie]. W ten sposób znak językowy został zdefiniowany jako stosunek znaczącego do znaczonego w obrębie systemu wartości. Jeśli chodzi o wartość znaku, wynika ona – negatywnie – z równoczesnej obecności wszystkich innych znaków w języku. Różne od wartości jest znaczenie,wynikające z istniejącego związku znaczącego i znaczonego. Gwoli umożliwienia interpretacji drugiej topiki freudowskiej w świetle językoznawstwa strukturalnego, Lacan musiał zerwać z problematyką znaku. Podczas gdy de Saussure ulokował znaczone nad znaczącym, oddzielając je od siebie kreską „znaczenia", Lacan odwrócił to usytuowanie, lokując znaczone pod znaczącym i przypisując temu ostatniemu pierwszorzędną funkcję. Następnie zajął się modelem wartości i stwierdził, żekażde znaczenie odsyła do innego znaczenia. W ten sposób wywiódł ideę, iż znaczące należy odizolować od znaczonego niczym literę [lettre] (lub słowo-symbol), która (lub które) co prawda wyzuta jest z wszelkiego znaczenia, lecz jest czynnikiem determinującym nieświadomy umysł podmiotu. Podmiot – którego nie wolno utożsamiać z „ja" – został zdefiniowany– został zdefiniowany przez Lacana zrazu jako podmiot nieświadomości: jako podmiot rozłożony podług freudowskieg oprawa rozszczepienia i psychiatrycznej tezy o dyskordancji.
W tej perspektywie podmiot jako pełnia nie istnieje: przeciwnie, zostaje wyobrażony przez znaczące, czyli przez literę wyrażającą zakotwiczenie nieświadomości w języku. Wyobrażany jest jednak przez łańcuch znaczących, w którym poziom wypowiedzi nie zgadza się z poziomem wypowiadania, w rezultacie zaś podmiot wyobrażany jest przez znaczące dla innego znaczącego w obrębie strukturalnej całości.
Z tego względu Lacan zastąpił kartezjańskie „ja myślę" freudowskim „to mówi" – stąd wziął się całkowicie obcy Freudowi termin podmiot nieświadomości. (...) W rezultacie z kartezjańskiego wątpienia (które uczyniło z siebie kamień węgielny ideologii prawa leżącego u podstaw społeczeństw uprzemysłowionych) wyciągnął Lacan podwójne konsekwencje, tworząc teorię „współczesnego «ja»" zdefiniowanego jako „paranoiczny podmiot kultury". W rezultacie doświadczenie freudowskie stanowiło jego zdaniem radykalne odwrócenie filozofii cogito.Atoli doprowadzając do spotkania Kartezjusza, czyli podmiotu ufundowanego nanauce, z Freudem, Lacan na powrót wprowadził podmiot wątpienia do nieświadomości – podmiot podzielony, jakieś „nie wiem, kim jestem".
„Czy miejsce, jakie zajmuję jako podmiot znaczonego w stosunku do tego, jakie zajmuję jako podmiot znaczącego jest koncentryczne, czy ekscentryczne?". Ekscentryczne – odpowiada Lacan adekwatnie do zwichnięcia, jakiego dopuścił sięwobec cogito „Myślę, gdy nie jestem,a zatem jestem, gdy nie myślę". Lacanowska topika polegałaby więc na przypisaniu nieświadomości struktury języka, w której „ja" zgodnie z używanym przez Jakobsona terminem określone zostałoby jako „shifter", czyli jako jednostka gramatyczna, której znaczenie jest referencjalnie związane z wypowiedzią. Shifter wskazywałby przeto podmiot wypowiedzi, nie oznaczając go. Lacan przedstawił to na przykładzie negatywnego znaczącego, zwłaszcza w ekspletywnym ne w tej formie, w jakiej zdefiniował to Pichon w swym słynnym artykule o zaprzeczeniu. W rezultacie Lacan posłużył się różnymi formułami na określenie swego strukturalistycznego zniesienia nieświadomości: „Nieświadomość jest ustrukturyzowana jak język"; „Język jest warunkiem nieświadomości"; wreszcie „Nieświadomość jest warunkiem lingwistyki"."
Elisabeth Roudinesco „Jacques Lacan. Jego życie i myśl". Wydawnictwo KR, Warszawa 2005, s. 386-390
http://www.literaturajestsexy.pl/kim-byl-lacan-elisabeth-roudinesco-%E2%80%9Ejacques-lacan-jego-zycie-i-mysl%E2%80%9D/
* * *
niedziela, 22 sierpnia 2010
China Mieville "W poszukiwaniu Jake'a"
"Jest taki sposób patrzenia na świat - ciągnęła - który pozwala czytać z rzeczy. Jeśli spojrzysz na mur ochlapany smołą albo na kupę starych cegieł... można je w pewien sposób przestać zauważać. Jeśli się zna ten sposób, można się im dobrze przyjrzeć i odczytać ich sens. Można ujrzeć dwie rzeczy, które do tej pory tkwiły w ukryciu tuż przed twoimi oczami - rzeczy, na które się patrzyło cały czas, wcale nich nie dostrzegając. Tyle że trzeba wiedzieć, jak to zrobić. - Zaśmiała się wysokim nieprzyjemnym śmiechem. - Tego ktoś cię musi nauczyć. Trzeba więc zawrzeć odpowiednie przyjaźnie. Ale nie można zawierać przyjaźni, nie robiąc sobie przy tym wrogów.
Żeby zajrzeć wgłąb, trzeba się odpowiednio otworzyć. To, na co się patrzy, należy zamienić w okno, przez które można dostrzec to, co chce się zobaczyć. To, na co się patrzy, powinno stać się czymś w rodzaju drzwi".
China Mieville, opowiadanie "Szczegóły" z tomu "W poszukiwaniu Jake'a"
* * *
"Dworzec Perdido" był hipnotyczny i wizjonerski, choć nieco patetyczny i rozdęty, "Blizna" dość oryginalna, ale trochę niemrawa (szczerze mówiąc, to jej za dobrze nie pamiętam), "Żelazna rada" - dla mnie najlepsza z cyklu powieści o Nowym Crobuzonym - liryczna i wywrotowa, pełnokrwista piracka ballada. Ale zbiór opowiadań "W poszukiwaniu Jake'a" jest absolutnie niezrównany! Lektura obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli fantastyki, nowej grozy, urban fantasy i literatury metafizycznej. Uważam, że ten tomik można postawić na równi z opowiadaniami J.L. Borgesa i E.A. Poe. Zresztą zacznijcie czytać pierwsze opowiadanie, "W poszukiwaniu Jake'a", i już nie odłożycie tej książki na półkę, dopóki jej nie skończycie - dopóki ona nie skończy z Wami...
http://www.sklep.gildia.pl/literatura/139722-china-mieville-w-poszukiwaniu-jakea-i-inne-opowiadania
* * *
piątek, 6 sierpnia 2010
Przepływ, sklejenie
Kolana wśród kół,
Dziewczyny na rowerach, ich sukienki powiewające, ich uda w sprężystym, powtarzalnym ruchu, ich wyniosłe, lewitujące postacie. Wjeżdżają prosto do wnętrza głowy, przecinają granice między warstwami, wszystko staje się płynne, klei się, zaciera…
Uda dziewczyn na rowerach. Przypadki, fantazje i niezaplanowane spotkania.
Smak arbuza, sok arbuza ściekający po brodzie, wiatr wślizguje się pod koszulę. Zielonkawy, koronkowy cień drzewa, opalone, błyszczące, gładkie łydki.
Wszystkie fantazje skrywane pod okularami przeciwsłonecznymi.
Przełęcz pomiędzy szczytami: zatrzymała się wpół drogi.
Ci, którzy nie działają, mają największy wpływ na zmiany świata.
Pocałunek: zbliżenie twarzy, mocny zapach, miękkie wilgotne usta.
Marmur, alabaster, na nim płatki kwiatów, powiew wiatru pomiędzy liśćmi drzew.
Lato to czas Pana, boga paniki; kozła, który skacze po spieczonych, wysuszonych górach, znika gdzieś pośród szczytów.
Lato to czas pierwotnej, witalnej siły; witalność wylewa się z każdego ciała, wystarczy tylko czerpać, zagarniać. Rozgarniać jak wodę.
Kiedy dotknę tego strumienia czystego, płynnego srebra,
Nie będzie już czyste i płynne.
Muszę się w nim rozpuścić cały.
* * *
sobota, 10 lipca 2010
Znaki wodne, znaki ogniste
Znaki wodne, znaki ogniste
Dzieci stoją wokół ogniska i klaszczą. Ktoś skacze przez ogień.
Chybotliwy głos fujarki ponad szczytami, kozioł na kamienistym zboczu.
Miasto wsłuchane w szelest morza. W oddechu miasta
zapach benzyny, klaksony, cyprysy, suszone ryby i szczekanie
psów, sfermentowane owoce i okrzyki.
Na tarasie stół zastawiony świecznikami, talerzami i dzbankami,
wśród nich kości do gry, monety, srebrna solniczka, obok zapałki...
Czyjeś ręce ponad stołem lepią glinianą figurkę. Glina wymaga wypalenia. Ktoś skacze przez ogień.
Romb światła między płaszczyznami cienia. Plamy na rozgrzanym cemencie. Przebiegająca sylwetka.
Odgłos bosych stóp na mokrej kamiennej posadzce. Skrzydła ważki, trzciny, parująca rzeka.
Poranny letni wiatr napina ścięgna szarpiąc włosy i liżąc skórę.
Dzieci wciąż stoją wokół ogniska i klaszczą.
Za filigranowym, romboidalnym cieniem firanki
długonoga dziewczyna w czarnej batystowej koszuli
pręży się przed lustrem, prawą ręką obejmując lewą pierś.
Jej krzyż i brzuch tworzą dwa bliźniacze łuki: zachęta i bezpieczeństwo.
W jej oczach iskrzą brylantowe stygmaty uśmiechu, który ogarnia cały świat.
Sfinks u szczytu schodów rozchyla uda i odsłania płatki swojej tajemnicy,
Czarna Perła i Nefrytowa Brama, z pluszowego różu zejście do tunelu,
Do miasta jednorożców, cywilizacji ptaków, kopulujących ognistolodowych aniołów...
Rzeka płynnej stali, która oczyszcza ludzką namiętność z egzystencjalnych wątpliwości,
Minerały rozkwitają na wyspach pośród jezior lawy...
Wypukłe niebo i wklęsła ziemia.
Ktoś skacze przez ogień. Dzieci wciąż stoją
wokół ogniska i klaszczą.
* * *
poniedziałek, 5 lipca 2010
Błękitna przestrzeń
Znowu rozebrałem swoje życie do naga.
Znowu składam nagie słowa, od których mógłbym zacząć nową opowieść.
Stoję wśród ścian, pokrywam je wrażeniami i wspomnieniami: oto kolega, oto koleżanka, oto dziewczyna, której jeszcze nie znam. Oto ludzie, których mijam i i z którymi przebywam, których nigdy prawdopodobnie nie poznam.
Jestem cieniem. Ale nie ma przede mną przedmiotu. Jestem więc zbłąkanym cieniem. Nagim znakiem, symbolem. Jak myślisz? Uda mi się przejść przez dolinę szumu?
* * *
niedziela, 4 lipca 2010
Pożegnanie wiosny
Scenariusz filmu lalkowego
1. Tunel
Lalka przechodzi przez tunel. Widać ją od tyłu, zmierza w stronę wylotu tunelu, skąd dobiega jasne światło. Okrągła, wklęsła powierzchnia odbija jej postać. Lalka znika w jasnym świetle po drugiej stronie.
2. Lustro
Lalka trafia na wysypisko śmieci obok placu zabaw.
Wśród różnych gratów znajduje się tutaj potłuczone lustro. Lalka staje przed nim, spogląda na swoje odbicie. Ćwiczy miny i gesty. Macha ręką, kłania się. Wreszcie mówi do swojego odbicia w lustrze:
LALKA 1: Cześć, jestem Janek.
Zza lustra wychodzi druga lalka. Jest rodzaju żeńskiego. Naśladuje gesty Janka.
LALKA 2: Cześć, jestem Tośka. Co u ciebie słychać?
JANEK: Wszystko dobrze. Długo na ciebie czekałem. Jestem głodny. Chcę stąd wyjść.
TOŚKA: Potem coś zjemy. Chodź, pójdziemy się pobawić.
Wychodzą.
3. Plac zabaw
Janek z Tośką idą na plac zabaw. Na środku stoi huśtawka, obok karuzela, a w głębi duże, rozległe drzewo.
TOŚKA: Pobujasz mnie?
Siada na huśtawce. Janek zaczyna ją popychać.
TOŚKA: A potrafisz tak?
Tośka zaczyna huśtać się sama. Huśtawka unosi się coraz wyżej. Wznosi się niemal do poziomu. Tośka jest coraz bliżej nieba, na tle promiennego słońca, wygląda jak otoczona aureolą. Kiedy opada, widać jak zbliża się do Janka, który stoi na ziemi. Ruch do przodu, ruch do tyłu.
TOŚKA: Potrafisz tak?
JANEK: Nie wiem, spróbuję.
Lalki zamieniają się miejscami.
4. Nowi
Wchodzi trzech chłopców. Stają wokół Janka i Tośki.
LALKA 3: Cześć! Co robicie?
JANEK: Bawimy się...
LALKA 4 (do Janka): Zostaw to! Huśtawka jest nudna. Idziemy na karuzelę.
LALKA 5: Ta, chodź z nami! Pokręcimy się razem.
LALKA 4: Kto najszybciej!
Chłopcy odchodzą na bok, do karuzeli. Siadają. Zaczynają kręcić się coraz szybciej, wpatrzeni w przestrzeń przed sobą. Z daleka widać Tośkę.
5. Tośka bawi się sama
Tośka huśta się sama. Nagle przestaje. Schodzi z huśtawki. Chwyta się za brzuch.
Schylając głowę, odkrywa krew na swoich nogach. Strumyki krwi spływają po wewnętrznej stronie jej ud. Tośka odchodzi na bok, aby się wytrzeć.
Na uboczu, na górze śmieci leży stłuczone lustro, w którym przeglądał się Janek. Teraz Tośka staje przed nim. Spogląda na swoje odbicie.
Lalka zasłania sobie twarz chustką, którą przed chwilą się wytarła. Dyga przed lustrem, unosi ramiona, zachowuje się, jakby miała na sobie suknię z szeroką krynoliną.
TOŚKA: Proszę państwa, to ja, księżna Antonina. Witam was, moi wierni poddani, witam! Zapraszam wszystkich na bal!!
W lustrze jej ciało zaczyna promienieć blaskiem, otacza ją barwna, tęczowa poświata. Z tej poświaty wyłaniają się zwierzęta i rośliny, cudownie kolorowe ptaki, kicające króliki, niebezpieczne drapieżniki, wysnuwają się kłącza bluszczu, babie lato, kielichy kwiatów.
Nagle Tośka obraca się wokół siebie. Kiedy znów staje przed lustrem, jej wygląd zmienia się. Jest zła, krzyczy na kogoś niewidocznego.
TOŚKA: Ach, ty zdrajco! Chciałeś mnie otruć! Pokażę ci, co potrafi prawdziwa czarownica!!
Wyciąga przed siebie ręce. Syczy i spluwa, zachowuje się jak wściekła, szalona kobieta, rzucająca urok. Również jej lustrzane odbicie ulega zmianie. Aura Tośki, jej poświata staje się mroczna, granatowo-fioletowa, a jej twarz nabiera ostrych, niepokojących rysów. Wokół niej krążą straszne zwierzęta, czarny kot, sowa, węże, jakieś zielone oko błyska w ciemności.
Jednak Tośka nudzi się zabawą. Znów obraca się wokół siebie na piętach. Stroi miny do swojego odbicia w lustrze. Wreszcie pokazuje mu język.
6. Ciekawość
Jedna z lalek wypadła albo zeskoczyła z karuzeli. Podchodzi do Tośki.
LALKA 3: Hej, co robisz? W co się bawisz? Chodź do nas!
TOŚKA: O, chodź tu na chwilę!
Tośka chwyta go za rękę. Razem odchodzą na bok, chowają się za drzewem.
7. Sekretna rozmowa
TOŚKA: Ty wiesz, że ja jestem inna? Ty zresztą też.
LALKA 3: No, słyszałem. Wiem.
TOŚKA: Nie pasuję tutaj.
LALKA 3: Czemu nie bawisz się z nami?
TOŚKA: Wolę tutaj. A ty jak się nazywasz?
LALKA 3: Artur.
TOŚKA: Co tam masz? Co to jest?
ARTUR: Ty nie masz czegoś takiego?
TOŚKA: Nie, ja tam nic nie mam. Ale mnie boli.
Tośka nagle staje na rękach i robi tzw. gwiazdę.
TOŚKA: Artur, zrób to, co ja. Potrafisz tak?
ARTUR: Potrafię. Ale nie chcę.
Tośka chwyta go za rękę. Znikają razem za drzewem. Słychać jedynie ich głosy.
TOŚKA: Hej, pokaż mi jeszcze, co tam masz?
ARTUR: Au, zostaw mnie! To boli!
Artur wysuwa się zza drzewa, idąc tyłem.
ARTUR: Poczekaj na mnie, zaraz przyjdę.
Odchodzi na stronę. Tośka wychodzi, krzyczy za nim:
TOŚKA: Gdzie idziesz?!
8. Znalezisko
ARTUR (do Tośki): Poczekaj chwilę!
Artur idzie ścieżką. Intensywnie szuka czegoś na ziemi. Wreszcie na wysypisku znajduje koronę, diadem w kształcie rogów. Może to być papierowa korona z fast foodu, albo opaska na głowę ze świecącymi rogami. Zakłada ją i przegląda się w lustrze. Wygląda dumnie i groźnie.
9. Nowy porządek na placu zabaw
Artur wraca do pozostałych. Ma na głowie rogi. Staje przed nimi na szeroko rozstawionych nogach, w wyprostowanej pozie, rozkłada ramiona na boki.
ARTUR: Hej, słuchajcie, mam coś specjalnego! Widzicie to? (Pokazuje rogi). To nie są zwykłe rogi. Dostałem je od Ojca. To są specjalne anteny. Dzięki nim mogę odczytać wasze myśli. Teraz wiem, co każdy z was myśli. (Palcem wskazuje Tośkę). Ty nas nie lubisz. A ty się nas boisz. (Wskazuje Janka).
LALKA 4 i 5 (do Tośki): Nie lubisz nas?
TOŚKA: Przecież ja was nie znam. Ale jego nie lubię.
Tośka pokazuje Janka albo Artura.
ARTUR: Widzicie, znam wasze myśli. Będę waszym królem!
LALKA 4: Ty, Janek, skąd ty jesteś?!
JANEK: Stamtąd...
LALKA 5: Dlaczego się nas boisz?
JANEK: Nie... Ja?... Ja tu jestem nowy…
Podczas gdy inne dzieci nie reagują, Artur zaczyna zachowywać się agresywnie. Popycha Janka, żeby mu się ukłonił.
ARTUR: No już, służyć! Kłaniaj się!
Janek kłania się. Pozostali stoją dokoła, zesztywnieli. Milczą.
10. Wykluczenie
Inne dzieci okrążają Janka. Zaczynają go wyśmiewać, poszturchiwać. Wreszcie krzyczą:
LALKI : Spieprzaj stąd, ty głupku!
Obrzucają go patykami, kamieniami. Przepędzają go z placu zabaw. Janek trafia na wysypisko, potyka się o śmieci:
JANEK: Wy chuje! Pierdolcie się!
Dostaje kamieniem w głowę. W lustrze widzi, jak ze skaleczonej skóry na czole spływa krew. Zaczyna płakać. Krzyczy przez łzy:
JANEK: Mamo, powiedz im coś!
11. Czarna Dziura
Ponad placem zabaw pojawia się Czarna Dziura, ciemne zakończenie srebrnej rury, która wyłoniła się z góry, z nieba. Wyraźnie jest to ten sam czarny wylot tunelu, przez który na początku wyszedł Janek. Czarna Dziura odzywa się tubalnym głosem Matki.
CZARNA DZIURA: Spokój, dość już tych zabaw! Chodźcie tu do mnie wszyscy!
Dzieci nieruchomieją przestraszone. Patrzą w górę.
CZARNA DZIURA: Janek, Tośka, Artur, wracajcie na obiad!
Czarna dziura pochłania ich wszystkich po kolei. Artura, który wymachuje rękami, jakby chciał się bić. Tośkę, która stara się uciec. Wreszcie Janka, który zapłakany i rozżalony, wciąż krzyczy: „Nie chcę! Zostaw mnie!”. Ostatecznie zostaje pusty plac zabaw, huśtawka, karuzela, wysypisko śmieci i potłuczone lustro.
* * *
[Tekst powstał na zamówienie M.S.]