15.08.2011, poniedziałek
Lizbona: Belém, długi „spacer”. Łóżko hotelowe …
Pomysł literacki: para na wyjeździe poznaje inną parę, w podobnym wieku, ale innych - jak tamci, co wsiadali do samolotu, ci, co czekali na przystanku, albo ci, którzy jechali z nami autobusem. Podobni, ale inni. Opaleni, zadowoleni, upojeni wolnością. Podróżują razem, snują się. Rozmawiają ze sobą. W końcu coś między nimi zachodzi, jakaś wzajemna fascynacja, pociąg erotyczny, zauroczenie, intymna gra… Popołudnie w pokoju hotelowym? Jakiś upojny rozkołysany wieczór? Jak to się przydarza? Alkohol, marihuana, muzyka… Przyciemnione lampki, łóżko hotelowe, przypadkowa, pusta plaża.. A potem, co się dzieje? Rozjeżdżają się?… Każdy zabiera kawałek innego? Zachodzi głęboka wymiana…
Inny pomysł: rozplenione, zdziczałe drogi, ścieżki i szlaki. Porywają wędrowców i turystów, po czym przenoszą gdzieś do równoległej rzeczywistości, gdzie żywią się ich nadziejami, pragnieniem ucieczki, potrzebą regularności i wolą odnalezienia się w nowym, iluzorycznym świecie… Wyczerpani, zagubieni wędrowcy, w krainie zawieszonej poza czasem, między dekoracjami ich podróży… Zachłanne jądra ciemności…
Scena dramatu założycielskiego, misterium teatru absurdu: spalona ziemia pomiędzy dwoma tropikalnymi drzewami. Ścieżka, szlak. Idzie para z dzieckiem. Uciekają z jakiegoś spalonego miasta? Z terenu wojny? Idą tam, gdzie nie ma jeszcze nic? Ostatnia para? Czy pierwsza? Czy to ich dziecko? Jaki jest ich konflikt tragiczny? Zdobyć środki do życia? Czy zbudować własną historię i mitologię?
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz