


16.08.2011, wtorek
Lizbona – Sintra – Ericeira – Obidos – Figueira da Foz
Wjazdy, zjazdy, objazdy, przejazdy, rozjazdy, wyjazdy, wszelkie przedrostki i przydawki, morfemy podróży, drogi, bezdroża, rozdroża, skrzyżowania, wiadukty, estakady, tunele, ronda, ronda, ronda, we wszystkich możliwych połączeniach komunikacyjnych, oznaczenia i prędkość, ale przede wszystkim łączniki grają w tej historii główną rolę, związki fleksyjne podróży.
Wyruszamy koło południa. Wynajmujemy samochód, dostajemy świetny jak na nasze potrzeby biały fiat combi (Diplo), z metalową paką z tyłu, w której jest wystarczająco wiele miejsca na bagaże i pasażerów. Tył przeznaczamy na kabinę sypialną. Z niemałym trudem wyjeżdżamy z Lizbony (wszystkie objazdy, obwodnice i pętle autostrady sprawiają wrażenie, jakby miasto nie chciało nas wypuścić, zakrzywiając wokół siebie przestrzeń).
Trafiamy do Sintry, malowniczej secesyjnej miejscowości górskiej, pełnej dziwacznych rezydencji i zalesionych zakamarków. Niebo zasnuwa się, mgła zamienia się w chmury, które nadziewają się na poszarpane szczyty, pseudogotyckie wille giną w białych oparach. Jemy dobry obiad przy głównej ulicy. Jedziemy dalej, nad morze, chmurzy się coraz bardziej, w końcu zaczyna padać. Nagle ziemia urywa się, droga zaczyna kołować, jedziemy wzdłuż krawędzi ziemi. Okazuje się, że przed nami jest ocean, ale nie widzimy nic, jedynie pustkę i brak ziemi. Koniec świata. Chłodne, szare, ponure popołudnie. W coraz gorszych humorach wjeżdżamy na opustoszałą autostradę. Pogoda nadal robi się coraz bardziej posępna. Zapada noc. W ciemnościach dojeżdżamy do Figueira da Foz, dużego miasta portowego, z wielkimi blokami i hotelami wzdłuż nadmorskiego bulwaru. Nocujemy na parkingu, w niezbyt dobrych nastrojach. Przed snem desperacko szukamy innej miejscowości, w ciemności pniemy się pod górę krętą drogą do latarni morskiej. Wracamy i zasypiamy czujnie.
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz