Wieczorne interludium
Zapadła już głęboka ciemność. Usiedliśmy na giętkiej, wysokiej ławce przy alejce w parku.
Nad nami przelatywały samoloty, ich światła turlały się bezszelestnie pomiędzy gwiazdami;
Za nami fabryka rzęziła jednostajnie, niczym stary palacz świszczący przez gardło;
A przed nami lśniła ciemna woda Jeziorka Kamionkowskiego, czystego, jakby je wypolerowali.
Park Skaryszewski, mimo że odnowiony i bezpieczny, wciąż wielki i dziki,
przypominał bardziej wiekowy las w jakiś ogromnych, tajemniczych górach.
I tylko my, szeleszczący w ciemności.
Ale nie bójcie się nas, hi hi.
1 komentarz:
chochliki na grzędzie siedzą,
jedzą żołędzie
nie wiedzą co będzie...
jedzą gałęzie,
spadną w niebędzie
będzie będzie,
niech być będzie
a nie żołędzie.
Prześlij komentarz