czwartek, 2 października 2008

Jeff VanderMeer "Miasto szaleńców i świętych" 1997

(okładka)

Jakie naprawdę jest Ambergris, Miasto Szaleńców i Świętych?
To Miasto kamienne i muliste, szczególnie u stóp kamiennych pylonów mostów, w porze odpływu, kiedy w błocie leżą wielkie czarne kałamarnice,
Miedziano-czerwone, na jego bruku wyrastają ogromne czerwone grzyby ścinane przez służby miejskie,
Barokowe i romantyczne, wnoszące się u błotnistego ujścia gigantycznej rzeki Moth,
na perfyreriach Kalifatu.

W zaułkach i podziemiach czają się grzybianie, dawniej zwani "szarymi kapeluszami". Dawni mieszkańcy tamtych terenów, obecnie pełnią najpośledniejsze role, ale budzą też zabobonny lęk, związany z nieodległym okresem Ciszy, kiedy to nagle zniknęli wszyscy mieszkańcy miasta...

Egzotyczną codzienność miasta przerywają cykliczne Festiwale Słodkowodnych Kałamarnic, frenetyczne święto o niejasnym rodowodzie. Z życiem Kałamarnic Królewskich związany jest byt miasta, to ogromne zwierzę - dochodzi do pięćdziesięciu metrów długości i dwóch ton wagi! - jest źródłem większości surowców, od mięsa do skór i atramentu. Tajemnicza symbioza ludzi i kałamarnic objawia się kałamarotropią - paranoją upodabniania się do kałamarnicy...

Jednym słowem, surrealistyczny Dickens. Albo inaczej: o ile James Joyce w Ulissessie próbował zapisać strumień pojedynczej świadomości, Thomas Pynchon w Tęczy grawitacji spisywał rejs przez podziemną rzekę naszej zbiorowej podświadomości, o tyle Jeff VanderMeer w Mieście... nakreśla granice naszej baśniowej wyobraźni. I to w wielkim stylu. Potrafi opowiedzieć dramatyczną historię jedynie za sprawą komentarzy do wyimaginowanej bibliografii.


Jeff VanderMeer Miasto szaleńców i świętych. Solaris, Stawiguda 2008.

Brak komentarzy: