4. U lekarza
Lekarz mieszkał sam w dużej, opustoszałej
willi, otoczonej murem, którego wierzch obsypano tłuczonym szkłem. Wyglądał na
świat przez zakratowane okna, przez szpary między okiennicami i termitierą.
Jego jedynymi towarzyszami były dwa psy i strzelba. Psy nie wyglądały zbyt
groźnie, zabiedzone, wypłowiałe kundle, które lekarz kiedyś wyleczył. Strzelba
sprawiała wrażenie, jakby mogła być niebezpieczna jedynie dla swojego
użytkownika. Lekarz posiadał jeszcze stary, wielki motor, którym jeździł do sklepu.
Zwykle jednak wieczorami nieogolony i potargany, siadywał w samej bieliźnie na
tarasie i sączył rum z wysokiej szklanki, kołysząc się na bujanym fotelu.
Ktoś życzliwy podwiózł Rodziców z
chorym Dzieckiem pod jego drzwi. Zadzwonili. Lekarz ociężale podszedł do
ogrodzenia. Matka przejętym głosem opowiedziała ich historię i wskazała bladego,
słaniającego się Dzieciaka. Po chwili zabrzęczał elektromagnes w zamku furtki.
Stanęli na wąskiej , pobielanej
wapnem alejce pośród smętnych suchych badyli, które kiedyś były krzewami
ozdobnymi.
- Ramon – Lekarz ukłonił się lekko
i wyciągnął dłoń w stronę Matki.
- Gabriela – Matka dygnęła
odruchowo, speszona niczym pensjonarka.
Lekarz okazał się być chirurgiem
plastycznym. Tłumaczył im, prowadząc ich przez ubogi ogród.
- Piękno! Piękno przede wszystkim!
Nieważne, jakim kosztem. Naturalne lub artystyczne! Dlatego Bóg dał nam rozum,
abyśmy upiększali dzieło stworzenia. Masz pieniądze i chcesz o siebie zadbać. My
pomagamy ci stworzyć własną urodę! Prawdziwe piękno trzeba stworzyć! Każda kobieta
jest własnym dziełem sztuki. Może wykreować samą siebie.
Żona niemal uwierzyła Lekarzowi.
Gdyby tylko mieli więcej czasu i pieniędzy… Jednak czy tam gdzie jadą, takie
piękno będzie jej jeszcze potrzebne? Zastanawiała się.
Lekarz dał Dzieciakowi środek na
przeczyszczenie, a potem zrobił mu płukanie żołądka. Zielony na twarzy,
osłabiony chłopiec leżał niemal bezwładnie na plastykowym łóżku zabiegowym. Kiedy
zabiegi się skończyły, Ramon pozwolił im zostać u siebie na noc. Po kilku
szklankach rumu wywiązała się dyskusja między Ojcem a Lekarzem.
– Europa, tam jest przyszłość! –
zaczął niefortunnie Ojciec, choć oczywiście jego plan był ściśle tajny.
– Europa? Europa jest skończona!
Europa umiera – stwierdził stanowczo Lekarz. Okazało się, że pochodzi z Europy. Zaczął
opowiadać historie ze swojego życia, zanim został lekarzem. Z jego opowieści
wyłaniał się obraz pięknej krainy, doprowadzonej do upadku przez szalonych
mieszkańców.
– Jak to? Przecież to najbogatsza i
najstarsza kultura – zaoponował Ojciec.
– To bogactwo straciło wartość – oznajmił
Lekarz. – Europa ciągnie za sobą martwą przeszłość, a wy!... Wy macie przed
sobą przyszłość! To tutaj jest potencjał! Tutaj są bogactwa naturalne! Śpicie
na największych skarbach świata! Obudźcie się i weźcie sprawy w swoje ręce!
– Ale Europa ma przestrzeń i
wolność... Możliwości... – Ojciec z trudem znajdował argumenty.
– Europa? Co ty wiesz o Europie?! –
Lekarz z hałasem odstawił szklankę. – Od trzydziestu lat macie zamknięte
granice i nie docierają tu żadne informacje. Miałem dwadzieścia lat, kiedy tu
przyjechałem. Właśnie z Europy. Już wtedy nie było najlepiej, kilka krajów
stało na skraju bankructwa, waluta traciła na wartości, wprowadzali restrykcyjne
prawa gospodarcze. A teraz? Teraz jest jeszcze gorzej! O niczym nie wiecie. Powszechna
kontrola. Genetycznie modyfikowana żywność. Ludzkie mutanty. Starzy, schorowani
mieszczanie. Wasz bogaty kraj odcięty jest od reszty świata, hodują was tu jak
pod kloszem. Nowe, zorganizowane społeczeństwo owadów. Ale i wasze bogactwo
ostatecznie się skończy – na koniec posmutniał i zmienił temat.
To tylko zirytowało Ojca. Zaczął
bronić Europy. W końcu pokłócili się już nie na żarty. Śmiertelnie obrażony
Ojciec uniósł się honorem i zdecydował się wynieść z domu Lekarza. Matka
chciała zostać, Dziecko ledwie odzyskało siły, jednak Ojca nic nie mogło
powstrzymać. Wszyscy troje wychodzili nerwowym krokiem, rzucając pojedyncze
słowa uniesionym głosem. Na odchodnym Matka ledwie zdążyła podziękować Lekarzowi.
Ten przez chwilę dłużej, niż trzeba trzymał jej dłoń w swojej i zajrzał głęboko
w oczy. Żona zmieszała się ze wstydu.
Tę noc spędzili w szczerym polu. Dzieciak
długo nie mógł zasnąć. Kaktusy i akacje wyłaniały się z ciemności wokół nich.
Gwiazdy wydawały się wirować na niebie. Blade światła migotały gdzieś daleko na
horyzoncie, z głębi przestrzeni dochodziły krzyki zwierząt, jakieś stworzenia
skradały się przez mrok. Chłopiec nie znał nazw rzeczy, które go otaczały. Nigdy
wcześniej nie widział czegoś takiego. Rozglądał się z lękiem i fascynacją.
Wszyscy troje milczeli. Po wizycie
u lekarza, każdy poczuł wyraźnie, że ich przyszłość nie jest wcale taka pewna. Opuścił
ich entuzjazm, pojawiły się wątpliwości. Ale żadne z nich nie przyznał się do
swoich rozterek przed innymi.
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz