First Animal?
A carbonaceous compression of the eight-armed creature, called Eoandromeda octobrachiata from south China dates from 551-580 million years ago and may be one of Earth's first
Fantastyczna suita miejska na gitarę, sekwenser i głos,
na motywach powieści "Rdza" Rafała Nowakowskiego.
(próba generalna słuchowiska "na żywo")
"Trudno oderwać się od tej intrygującej wizji naszego świata za pół wieku, tyleż przewrotnej, co niezbyt optymistycznej. A zaskakującej tym bardziej, że wiele elementów, jakie składają się na tę przyszłość i powodów, dla których może ona właśnie tak wyglądać, można dostrzec w czasach obecnych. Nietrudno zauważyć, że Nowakowski, doskonały obserwator i znawca współczesności, karmi swoją wyobraźnię niemal tylko tym, co wie o świecie i widzi dookoła, jak na prawdziwą antyutopię przystało."
Wykonawcy: eRefeN & Nut Cane (from Frutt di Mare)
Oprawa wizualna: Enea
wstęp wolny!!
Kiedy tylko Adrian znalazł się na ulicy, natychmiast otoczyli go handlarze próbujący sprzedać mu zegarki, dezodoranty z filtrem ultrafioletowym i okulary przeciwsłoneczne, złotą biżuterię, firmowe buty do biegania. Ktoś koniecznie chciał się dowiedzieć, jak ma na imię; ktoś nagle zaczął go wyzywać, choć nie wiadomo za co; jakaś kobieta chwyciła go za ramię, choć jednocześnie gwałtownie dyskutowała z inną. Ogarnął go uliczny gwar - okrzyki sprzedawców owoców, grzebieni, parasolek i chusteczek higienicznych; zawodzenie żebraków w tanich podkoszulkach, z karłowatymi ramionami, garbami i naroślami na twarzach, ze zdeformowanymi nogami i tułowiami; nawoływania czyścibutów i gazeciarzy; krzyki dzieciaków myjących szyby; dzwonki rowerowe i trąbki rikszarzy, gwizdki policjantów, klaksony samochodów, natrętne głosy spikerów reklam na ulicznych ekranach, karetki pogotowia; łoskot kolejki elektrycznej; szum klimatyzacji. A jeszcze poniżej progu słyszalności - jazgot elektrycznych urządzeń.
Jest 2056 rok, a on wciąż dryfuje przez życie, jak siedem lat temu. Gdyby nie ukończył tego kursu, wciąż przemykałby się z jednego dnia do drugiego, bez przywiązania do czegokolwiek, emocjonalnie obumarły i zdziczały. Pewne rzeczy przychodziły bez trudu: dom, jego vtolotnia, utrzymanie. To wszystko nie wymagało szczególnego wysiłku. Ale jak w tej sytuacji poczuć wolę życia? Żył, bo wtłoczono go tutaj i siłą rozpędu spadał, jak kulka w paczinko, odbijał się od band i toczył wyżłobionymi koleinami. Jeszcze jeden niepotrzebny mężczyzna przyglądający się światu chyboczącemu się jak pijak nad krawędzią rynsztoka.
(Rdza, Rozdział 1)
Adrian zapadł się w puch myśli, a w zasadzie ulotnych wrażeń... Jak opisać fenomen tego miejsca, jego genius loci? Jak to się dzieje, że ludzie wybierają akurat to, a nie inne skrzyżowanie dróg i właśnie tutaj, a nie gdzie indziej współtworzą niepowtarzalną, psychomentalną czasoprzestrzeń, Miejsce Spotkań, które zwie się miastem? Czym wyróżnia się ten gęsty splot ludzkich istnień, wątków i losów? Z biegiem czasu zmienia się tutaj wszystko: topografia, architektura, mieszkańcy, czasem i położenie. A przecież każde miasto zachowuje swoją odrębność i indywidualność, jak żywa jednostka ludzka. Czy jesteśmy częścią tego wielkiego organizmu, czy po prostu korzystamy tutaj z nadarzających się okazji i dostępnych wygód? Miasto jest jak wielki psychiczny atraktor, który przyciąga ludzi siłą ciążenia i tempem swojego życia, a im więcej ludzi żyje w tym jednym miejscu, tym więcej ludzi tutaj przybywa. Oby tylko nie powstała w końcu wielka czarna dziura, która tak zagęści materię zbiorowej egzystencji, że spowoduje wyrwę w obiektywnej rzeczywistości i przeniknie do nieznanego wymiaru zamanifestowanej zbiorowej tożsamości.
Odgłosy ulicy, klaksony i radiowe dżingle napływały pulsacją wraz z falami ciepłego powietrza. Noc, ciepła, płynna, rozmigotana, podpływała do nich jak ciemna, połyskująca woda zatoki morskiej po zmroku. Trzaski wokół ultrafioletowych lampek na owady, które kołysały się lekko, jak światła pozycyjne łodzi kołyszących się w porcie. Tyle, że tutaj zatoką było niebo, w które noc wlewała się cichą, ale potężną falą przypływu. Niektórzy wachlując się wypatrywali odległych świateł, drgających w ciepłym powietrzu. Gdzieś tam dalej była ta kosmata przestrzeń, którą można było ledwie wyczuć, spleciona z ciemnością podziurawioną światłami latarni i fosforyzującymi iglicami wieżowców.
Może tak właśnie wygląda nieśmiertelność? Drobne cząstki życia zaplatają się w struny, na które nanizany jest wszechświat. Ich wibracja, wzajemny rezonans, tworzą akordy, które nazywamy rzeczywistością. Chciałbyś, aby tą istotną, nieśmiertelną cząstką było sedno twojego istnienia, coś, co uważasz za najważniejsze, twoja dusza, talent, humor, albo niepowtarzalny styl – ale to może być cokolwiek, drobny ułamek twojego istnienia, cicha nuta w kompozycji wszechświata, ta jedna, którą masz zagrać i dla której dano ci całe życie: drobny gest twojej ręki – niewielki odcinek nieskończonego, wszechobecnego ruchu każdej cząsteczki wobec innej; odcień skóry twojego policzka, na który pada promień słońca – jedna kropla barw, z których składa się wszechświat, ten mikroskopijny odprysk nieskończonego promienia światła, które istniało skupione w pierwszej oślepiającej cząsteczce na początku i będzie istnieć rozproszone w mrocznej nieskończonej przestrzeni na końcu; ta jedna przelotna myśl – fragment nieskończonej myśli, która przewija się przez wszystkie głowy przeszłości i przyszłości... Cokolwiek, para oddechu, naskórek, albo nużąca chwila oczekiwania, głęboko skrywana panika ciała wtłoczonego pomiędzy inne obce ciała w wagonie kolejki, może ulotna woń, która nas otoczyła? Reszta naszego życia przestaje się liczyć, jest jedynie podłożem obrazu, rusztowaniem podtrzymującym ten jeden drobny fragment naszego istnienia – błysk w oku, pierwsza sylabę imienia, brutalne słowa odmowy, zapach potu po tajemnym seksie, tupot biegnących stóp – staje się elementem wielowymiarowej mozaiki, która jest być może tylko jedną płytą posadzki następnego świata.
Jesteśmy jedynymi istotami, które egzystują w czasie, nie tylko w przestrzeni. Stwarzamy czas. Wiążemy czas, przeszłość z teraźniejszością, teraźniejszość z przyszłością. Jesteśmy związani czasem. Czas jest naszym więzieniem.
Język służy nam jako nadzorca czasu. Język jest mapą naszego czasu. Aby odnaleźć się w czasoprzestrzeni musimy używać sztucznych punktów odniesienia. Siatka współrzędnych służy odnalezieniu swojego miejsca. Tymi punktami odniesienia, tą siatką, są pojęcia abstrakcyjne. Dlatego w odniesieniu do rzeczywistości musimy posługiwać się elementami abstrahującymi – symbolami. Kto kieruje naszymi symbolami, kieruje nami.
Pamiętaj o trzech podstawowych zasadach: 1. Mapa nie pokrywa się z terytorium. 2. Mapa nie obejmuje całego terytorium. 3. Mapa ma zdolność do samopowielania się.
Wyjdź poza mapę. Krok dalej. Aż stracisz grunt pod nogami. Naucz się pływać w płynnej rzeczywistości.
[ ] + [AmneZja] + [ ]
(Rdza, Rozdział 5)
ScienceDaily (Oct. 22, 2008) — McGill University researchers have discovered a new state of matter, a quasi-three- dimensional electron crystal, in a material very much like those used in the fabrication of modern transistors. This discovery could have momentous implications for the development of new electronic devices. (...)
A man walks into a room with a gun in his belt. A
man with a gun in his belt takes one last drink of
water. A man with a gun might wonder which far
off glacier that water was rescued from . . .
- III.How
A poem
is
the
possible
infinity
of
enclosures
opening
on
their
only
impossible
escape
(77)
Predicting The Next Big Advertising Breakthrough Using A Potentially Dangerous Method by Daniel Scott Tysdal (Couteau Books, 2006)