sobota, 5 marca 2016

O „Przewodniku dla dryfujących”



O „Przewodniku dla dryfujących”
(Antologia sytuacjonistycznych tekstów o mieście)

To był trudny okres. Byłem wówczas w dziwnym stanie. Czytałem tę książkę w półmroku zimowych poranków jeżdżąc autobusem z domu do pracy, praktycznie cały czas tą samą trasą, pośród tłumu zaspanych, apatycznych osób.
Trudno nadać logiczny porządek czemuś, co jest strumieniem tekstów, zbiorem drobnych artykułów, wielogłosem kilkunastu autorów. Jak potraktować kilkustronicowe szkice oszałamiających, utopijnych koncepcji, czasem wywołujących dreszcz, jak projekt betonowego miasta ustawionego na betonowych podporach? Gdzie umieścić sprawozdania z nocnego dryfu w okolicach placu Contrescarpe, czy spotkań w algierskim barze przy rue Xavier-Privas? Książka nie ma ciągu linearnego, jej treść przypomina raczej ruch spiralny, krążąc wokół tych samych tematów na coraz wyższych płaszczyznach. Jednak dzięki takiemu układowi treści widać, jak pewne idee wyłaniają się, czasem mimochodem, a potem powracają, rozwijają się, albo uzyskują niespodziewaną czasem realizację.
Na uwagę zasługują brawurowe tłumaczenia i barwne komentarze. Tłumaczom i komentatorom udało się uchwycić błyskotliwy, wywrotowy humor i surrealistyczną przenikliwość członków ruchu, jednocześnie nie tracąc historycznej rzetelności i weryfikując kilka faktów.

Sytuacjonizm w tej książce ogranicza się do urbanistyki. Nieco mniej miejsca zajmuje totalność tego ruchu. Namiętnie rewolucyjnego, artystycznego ruchu utopijnego z lat 50-60 XX w.. Sytuacjonizm był ruchem totalnym, obejmującym wszystkie aspekty kultury ludzkiej. Działacze, akcjoniści (trudno nazwać ich „artystami” w potocznym sensie) inspirowali się antropologią, socjologią, urbanistyką, filozofią. Jeśli chodzi o sztukę, odwoływali się jedynie do architektury i literatury. Kilkakrotnie pojawiają się nawiązania do surrealizmu w jego najbardziej chyba skrajnej radykalnej postaci – w psychologizmie i ezoteryzmie.
Wiele wskazuje na to, że ta powojenna bohema lumpen-intelektualistów i outsiderów, wywrotowców i niepokornych myślicieli wpłynęła na wiele nurtów współczesnej myśli i sztuki. Myśl sytuacjonistyczną można odnaleźć zarówno w konceptualizmie, jak i w postmodernizmie, czy choćby nomadologii. Wielu mogłoby powiedzieć, że ruch sytuacjonistyczny stworzył fundamenty pod współczesną kulturę remiksu. Sam Guy Debord odnajdował nawiązania do swoich pism u najwybitniejszych i najoryginalniejszych twórców i myślicieli. Jednocześnie sytuacjonistyczne postulaty były bardziej radykalne i przewrotne, dlatego może nie przeszli do mainstreamu, natomiast zainspirowali studencką rewoltę we Francji w maju 1968.
Ich krytyka współczesności jest zaskakująca, a jednocześnie permanentna. Swoje koncepcje wywodzą z bardzo różnych źródeł, na ogół spoza świata sztuki. To dość dziwaczna, ale chyba typowa dla ówczesnych czasów mieszanka surrealizmu, marksizmu, antropologii i ezoteryki. Dość oryginalny jest jednak sposób, w jaki wykorzystują te inspiracje.
Krytykę współczesnego społeczeństwa rozwinęli od krytyki konsumpcji i tzw. czasu wolnego. Po wojnie ludzkość oddała się konsumpcji, rozrywkom i świętowaniu wolności. Ale jakie były owa wolność i rozrywki? Wedle sytuacjonistów to dryfujące style życia i gotowe systemy osiągania przyjemności zajmują ludziom czas wolny. Wszelkie sądy krytyczne (jako funkcje umysłu) zostały wyparte przez bezkrytyczny odbiór reklamy stylu życia. Ponieważ w nowoczesnym świecie gra toczy się o czas wolny, nie o czas pracy członków społeczeństwa. Natomiast wyalienowanie z czasu wolnego prowadzi do mechanizacji i znieczulenia. Być może nastały czasy pozornego komfortu i racjonalizmu. Jednak krytycy dostrzegają w kulturze masowej i konsumeryzmie zagrożenie „banalizacją” życia. Jedynym ratunkiem może być „stworzenie całkiem nowych pragnień”. Początkowo owe nowe pragnienia można było osiągnąć przez wyobcowanie ze społecznego kontekstu. A źródłem wyobcowania miała być bezustanna podróż - jako styl życia i myślenia – dryfowanie, „zasadnicza aktywność” mieszkańców przyszłego miasta.

Wśród sarkastycznej krytyki architektury modernistycznej i nowoczesnych wówczas osiedli, pomiędzy celnymi diagnozami stanu kultury, przewija się kilka postulatów i technik, jakie sytuacjoniści wprowadzali w życie. Można je ułożyć w zestaw  kilku pojęć, które przewijają się pośród ich tekstów:
-) Anty-modernizm w architekturze. Wbrew funkcjonalności miasta, według reguł rynku i pracy, wbrew syntetycznej, skrótowej formie. Miasto postrzegali jako przestrzeń wspólną przeżycia  zbiorowości i jednostek. A domy miały być miejscami przeżywania przygód, a nie „maszynami do mieszkania”.
-) Psychogeografia: ich własna oryginalna nauka, jak patafizyka. Najprościej mówiąc, określa wpływ środowiska na emocje jednostki, dzięki któremu powstaje subiektywny obraz otoczenia, złożony z niecodziennych skojarzeń. Geografia ukształtowana przez powiązanie z odczuciami psychicznymi.
-) Dryf: włóczenie się po mieście, w podążeniu za zmiennymi nastrojami scenerii. Ważne jest, by przemieszczanie się było oderwane od celowości i życiowej praktyki, od codzienności dryfującego. Celem było odkrycie psychogeograficznego pejzażu miasta.
-) Przechwycenie i odwrócenie: to chyba techniki najtrudniejsze do określenia i najczęściej obecne we współczesnej sztuce wywrotowej. Chodzi o wyrwanie przedmiotów czy słów z ich kontekstów, i umiejscowienie w całkiem nowym „polu semantycznym”, nie tylko rozbijając konwencjonalne znaczenia, ale przede wszystkim wprawiając umysł w stan zaskoczenia i dezorientacji.  Poprzez „gwałtowane zbicie z tropu” albo poczucie permanentnego „wy-obcowania” dążyć do „przeprogramowania” umysłu. To wszystko ma służyć powstaniu nowych pragnień, nowych namiętności, nowych emocji. Owe poczucie dezorientacji i zadziwienia jest wstępem do stworzenia nowych pejzaży.
-) Konstruowanie sytuacji zamiast produkowania nowych przedmiotów. Chodziło o wytworzenie, poprzez niezwykłą aranżację miejsca, nowych sytuacji, nowych zachowań, które wpływałyby na emocje uczestników. Później chodziło o  nowe formy zachowań, zamiast nowych sposobów posiadania przedmiotów.

W tekstach sytuacjonistów znajdziemy bardzo dużo teorii, mnóstwo pomysłów i kilka konkretnych projektów realizacji. „Projekt racjonalnego upiększenia Paryża” zakładał stworzenie z miasta labiryntu cudowności i niezwykłości. W mieście nie chodziło o pracę, komunikację i odpoczynek. Miasto było sferą odkryć. Dlatego należało udostępnić dachy dla zwiedzających w celu nieograniczonego wałęsania się, dlatego dworce kolejowe zamieniono na galerie i teatry, skąd przypadkowe pociągi miały zabierać widzów w nieznane miejsca, a kościoły miały być wyburzone lub zamienione na place zabaw w celu stworzenia „piękna, które będzie obietnicą szczęścia” oraz aby zaspokoić „potrzebę gry” wyzwolonych mieszkańców.
Tak samo projekt ekspozycji w Rijksmuseum, był nie tyle dziełem sztuki użytkowej wystawiennictwa, ale raczej próbą stworzenia surrealistycznego labiryntu, który miał wywoływać nowe doznania i pobudzać nowe emocje. Ten „labirynt edukacyjny” miał służyć do „gwałtownego zbicia z tropu zwiedzających”. Miał zawierać pomieszczenia różnej wielkości i wysokości, imitujące miejskie ulice z fałszywymi fasadami i nazwami, w salach mieli przechadzać się obecni na salach performerzy, do tego napoje wyskokowe na użytek zwiedzających. Powstało kilka wersji labiryntu, jednak wszystkie miało służyć dezorientacji widzów.
Najbardziej śmiała i rozbudowana wizja Constanta dotyczyła stworzenia „żółtej strefy”, całej dzielnicy na obrzeżach miasta, wznoszącej się na betonowych słupach. Górne poziomy miały służyć mieszkaniu oraz „produkcji i dystrybucji”, natomiast cały poziom gruntu miał być przeznaczony do „przemieszczania się i spotkań publicznych”. Domy miały mieścić „figury architektonicznego zamętu”, jak wodotrysk, czy cyrk, a „domy-labirynty” miały zawierać m.in. głuchą salę, salę krzykliwą, salę obrazów, czy salę refleksji. Nie ma wątpliwości, że owa „żółta strefa” miała służyć rozrywce i kreowaniu ducha przygody swoich mieszkańców.

Na koniec, patrząc przez pryzmat tej książki, jeśli wydaje się być coś najbardziej charakterystycznego dla tego ruchu, a jednocześnie najbardziej radykalnego, to wykonywanie dwóch działań bezkompromisowych  i wywrotowych w sposób ostateczny. Pierwszy ruchem było wykluczenie. Kiedy sytuacjoniści wykluczyli już wszystkich innych artystów, zaczęli wykluczać z ruchu siebie nawzajem, jako zbyt reakcyjnych i konformistycznych. Było to jednak wykluczenie obustronne, bo sytuacjoniści coraz bardziej zamykali się we własnym obozie, a wykluczając innych, wykluczali przede wszystkim samych siebie ze społeczności.
Drugim kierunkiem było dążenie do tego, co niemożliwe. Ich postulaty stawały się coraz bardziej śmiałe i niewykonalne, a przez to coraz bardziej konceptualne. Tak jakby chcieli ustawić się w poprzek samej rzeczywistości i uczynić w niej wyłom jedynie swoimi pomysłami. Dążenie do wyobrażenie sobie czegoś niemożliwego do spełnienia. I owo dążenie było w pewnym sensie istotą ruchu.
Myślę jednak, że na koniec co innego jest warte zapamiętania. Ich najważniejszy postulat. Stworzyć nowe emocje, nowe pragnienia i nowe formy zaspokajania ich. Zamiast nowych przedmiotów sztuki, stwarzać nowe podmioty liryczne.

* * *


http://www.beczmiana.pl/1239,przewodnik_dla_dryfujacych.html