czwartek, 20 sierpnia 2009

Nasze wyspy

Niech doświadczenie ustąpi przed wyobraźnią.
Nadszedł czas, by rozwiązać przedstawienie,
rekwizyty zaś oddać ich właścicielom:
ciemne zaułki pijakom a ziemię zwrócić ziemi,
najwyższe piętra biurowców gangsterom a niebo niebu,
potargane chmury oddać wałkoniom a morze morzu.

Niech ulotnią się spalone liście i ciche lamenty

jak zapach benzyny i zapach truskawek
rozwiewają się w soczystym wieczornym powietrzu,
koty jak słodkie leniwe marzenia o wolności
wspinają się na dachy i balansują na krawędziach.
Niech doświadczenie ustąpi przed wyobraźnią,
aby wciąż nas spowijał
ten sam sen
sen ten sam
aby nas spowijał wciąż.


Niech owce pasą się w dolinach,
a mistrzowie tańczą na szczytach.
Tutaj nasze drogi rozchodzą się. Dla jednych
są drogi czarne i grząskie jak żądza i śmierć
gdzie błądzą ciała okradzione z dusz,
drogi błękitne i wąskie jak hartowane ostrza
i jak zbyt wielka wrażliwość,
a dla innych są drogi złote i rozległe
jak oślepiająca pustynia samotności
i jak olśnienie harmonii,
są kręte ścieżki powietrzne, zmienne szlaki wodne
i splątane podziemne korytarze,
są Głupcy, Królowie i Gwiazdy,
Spiralne Korytarze i Przestrzenie Przygody.
Ale my dotknęliśmy już ękitNej Przestrzeni,
przeżyliśmy już naszą Przygodę i teraz idźmy dalej.
Nie warto zostawać zbyt długo w jednym miejscu,
rozejdźmy się w swoje strony,
nie warto zabierać zbyt wiele bagażu,
jeśli nauczyliśmy się czegokolwiek, idźmy dalej.
Teraz możemy lepić nowych Królów i nowych Głupców,
rozsiewać nowe Gwiazdy i zaplatać nowe Spirale,
które gdzieś kiedyś dla kogoś będą Przestrzenią Przygody.
Mistrzowie niech tańczą na szczytach,
a nas wciąż będzie spowijać
ten sam sen
sen ten sam
będzie nas spowijać wciąż.


Dopóki istnieją drogi,
dopóty wciąż jeszcze mamy szanse.
Niech owce pasą się w dolinach
a mistrzowie tańczą na szczytach,
jak długo będzie trwać ten Wielki Dzień,
rozłożony wachlarz, ociężały ogon pawia,
smuga barw i dźwięków, ożywiająca nagą ścianę.

I
nasze wyspy będą wciąż

kołysać się i migotać
w świetle księżyca,
pomiędzy wód podziemnych zwierciadłem
a
zwierciadłem niebiańskich wód,
otulone marzeniami
migotać i kołysać się
wciąż będą nasze wyspy

zamknę za sobą
drzwi.


* * *

(fragment poematu "Rozdroże",
napisane koło 2005 r.)

wtorek, 18 sierpnia 2009

Znaki wodne

ękitNej
Przestrzeni ofiarowany,
unosisz się ponad zalążkiem świata
skulonym w zasklepionej skorupie,
która kołysze jego jednoczesność,
jak szorstkie łożysko rzeki,
która otula jego różnorodność,
jak wielobarwne pióra.


rozlewiska mokradła podmokłe lasy
trzciny zmarszczona woda,

najbystrzejsze oczy najczulsze uszy,
niech spoczną w twoim spokoju,
twój niepokój je spłoszy.
ale nawet jeśli odleciały one wrócą tu,
pozostały kręgi na wodzie
trzepot skrzydeł blizny śladów,
jak znaki wodne,
jak piana na piasku.


błękit okna kora serce czar drzewa drzwi,
najstarsze słowa nawinięte na krosna życia
splatają się w jednorodną osnowę
tkaniny, której ty będziesz wątkiem,
tę grę zaczynasz od nowa.
zapomnij wszystko, co wiesz
i idź do miasta.


* * *

(fragment poematu "Rozdroża",
napisane ok. 2005)

Noc

w niemym świetle ulicznych latarni majaczą cienie samotności,
w wirze podartych gazet chroboczą cienie zdarzeń,
w pętlach linii telefonicznych dygoczą cienie emocji.
a teraz za wszystkie skradzione uniesienia poranków
demony poranka otwierają labirynt,
za wszystkie godziny dnia ciążące u nóg i na karku
demony popołudnia zamykają pustynię,
a za wszystkie złudne wieczory spadające na głowę
demony wieczora wzniecają próżne wiatry nocy,
poprzez szerokie aleje i obskurne zaułki
kołując galopują spiralnie w dół,
jakby zbiegały z krawędzi na samo dno
na dno zgniłozielonego kielicha,
a er podąża za nimi, z zamglonymi oczami
w ociężałość, senność, zapomnienie...

* * *

Gong

mosiężny gong wieczora zapowiada
wyczerpanie dnia i przypływ nocy.
er (jakby stoczył się z samego szczytu wzgórza
przywiązany do obręczy płonącego koła),
er podniósł się zza biurka
i zanurzył w rozcieńczoną rtęcią tęczę ulic,
popękany asfalt jak negatyw porysowanego lustra.

- możesz przejść na drugą stronę, duchu,
przez te szczeliny możesz teraz przejść na drugą stronę,
duchu z bliźniaczej wyspy.
a gdybyś znalazł się tutaj, zobaczyłbyś i usłyszałbyś
ten gong. mosiężny gong wieczora.
i wąchałbyś z nami ten dzień. i pił tę noc.

i jak er, kiedy podnosi się zza biurka,
patrzyłbyś teraz spod kaptura cienia
na horyzont cieniowany konturówką domów i drzew.
więcej domów niż drzew: mrużą oczy rozbłyszczają oczy
mrużą oczy rozbłyszczają oczy mrużą oczy,
powieki ulicy zaciskają się wokół BŁękitNej Przestrzeni,
aż ostatni skrawek nieba wilgotnieje od światła.
spopielone pragnienia, strzępki sekretów i próśb
osypują się na stoiska sprzedawców gdzie zegarek wybiera
ręka w przeciwsłonecznych okularach odbicie telefonu w tle
samochody rozwiewające uśmiech zza szyby
czy ten ktoś uśmiecha się do mnie?
kto podniesie leżącą na ziemi ulotkę?
kto dostanie zaproszenie na bankiet?
bo zapowiada się dziś wielki bankiet
w Cristal Palace, tym nowym wieżowcu,
i całe miasto tam idzie, koniecznie trzeba tam pójść,
chodźmy wszyscy na otwarcie Cristal Palace,
pójdźmy tam wszyscy,
może poznamy kogoś nowego,
szum rozsuwanych drzwi i...

* * *

czwartek, 13 sierpnia 2009

Koty

Krok za krokiem wzdłuż progu
obcej skóry blizny znajome
przyciągają, zasysają, ocierają się;
jak koty obwąchujemy krawędź nieznanego
blasku. Obcego. Oślepienie zrównaniem.

* * *

("Rdza", fragment rozdz. 4)

* * *


* * *

czwartek, 6 sierpnia 2009

Artaud: Tu spoczywa


Antonin Artaud: Tu spoczywa

(spolszczył: eRefeN)

Ja, Antonin Artaud, jestem swoim synem,
swoim ojcem, swoją matką
i sobą samym;
niwelatorem błędnego koła, gdzie samo sobie szkodzi
płodzenie,
błędnego koła tatomama
i dziecko,
bardziej sraka z dupy babki
niż z ojcomatki.

Co znaczy, że przed mamą i tatą
którzy nie mieli ani ojca ani matki
ponoć,
a więc skądże by się wzięli
oni
kiedy stali się tą unią
jedyną
której ani żona ani mąż
nie mogli widzieć siedząc lub stojąc wciąż,
przed tą nieprawdopodobną dziurą
niech duch się dla nas poszukuje,
mimo że trochę już nami zniesmaczony,
będąc tym ciałem bezużytecznym,
stworzonym z mięsa i oszalałego nasienia,
tym ciałem powieszonym, sprzed zawszenia,
pocącym się na niemożliwym stole
nieba
jego stwardniały zapach atomu,
jego togomeski zapach plugawego
ścierwa
wyrzuconego z drzemki
inki pozbawionego palców

tego który dla wyrażenia idei miał ramię,
ale nie miał ręki, jeno dłoń
martwą, od kiedy straciła swe palce
wskutek ciągłego mordowania królów.

Tutaj wybijając marsz na żelaznych cymbałach,
obieram podrzędną drogę ku dziwkom
w przełyku oka prawego
w mogile splotu słonecznego
który w drogę wbija ostrogę
aby oswobodzić następcę prawowitego.
nuyon kidi
nuyon kadan
nuyon kada
tara dada i i
ota papa
ota strakman
tarma strapido
ota rapido
ota brutan
otargugido
oté krutan
Ponieważ byłem Inką, ale nie królem
kilzi trakilzi
faildor
bara bama
baraba
mince
entretili
TILI
zakleszcza cię w zgięcioskurczu
wszystkiego lub
w bałaganie całego ciała.

I ani słońce, ani nikt inny,
żadna istota nie była ważniejsza ode mnie,
żadna istota nie mogła być ze mną na «ty«.

Miałem niewielu wiernych, lecz nie wahali się umrzeć za mnie.
Kiedy byli już zbyt martwi aby żyć,
nie widziałem nikogo prócz nienawistników,
którzy walczyli po stronie tamtych
pragnąc zająć ich miejsca,
zbyt tchórzliwi by walczyć przeciwko nim.
Lecz kto ich dostrzegał?
Nikt.

Karły Piekielnej Persefony,
mikroby matryc każdego gestu,
błazeński śluz martwego prawa,
cysty tego, co sam na sobie dokonuje gwałtów,
języki skąpców
kleszcze porodowe
szperające nawet w
urynie,
latryny kościstej śmierci
którą gwintuje zawsze ten sam
posępny
wigor,
z tego samego ognia,
którego schronieniem
innowator przerażającej
pętli,
zamknięty
w macieżywota
jest żmijojciec
z moich jaj.

Ponieważ to koniec jest początkiem.
I tenże koniec
jest tymże,
który eliminuje
wszystkie środki.

A teraz
wam wszystkim, istotom,
mam wam do powiedzenia tyle, że
sram na was.
I idźcie się
je... dnoczyć
peruka
penitencji
wszy łonowe
wieczności.

Nie spotkam się już ni razu
z istotami, które połknęły
gwóźdź życia.

A spotkałem się pewnego dnia
z istotami, które połknęły gwóźdź życia,
gdy tylko odstawiłem matczyną pierś,
a istnienie wkręciło mnie w siebie,
i bóg przywrócił mnie do niej.
(ŁAJDAK)

Tak oto
wydobyto ze mnie
tatę i mamę
i smażeninę jeża w
Krzyku
w seksie (środku)
wielkiego zadławienia
skąd wydobyto to skrzyżo
wanie szmatki
(martwej)
i materii
która tchnęła życie
w Jeżokrzyk
kiedy z gnoju
martwego mnie
upuszczono
krwi
w której złoci się
całe życie przywłaszczone
na zewnątrz
tak oto:
wielką tajemnicą kultury indiańskiej
jest sprowadzenie świata do zera,
zawsze,

ale raczej
1) zbyt późno niż wcześniej
2) to znaczy
wcześniej
niż zbyt wcześnie
3) to znaczy że zbyt późno
nie może powrócić bardziej niż kiedy
wcześniej zjadło zbyt wcześnie
4) to znaczy że w
tym samym czasie najpóźniej
jest tym co poprzedza
i zbyt wcześnie
i najwcześniej
5) i choćby nie wiem jak się spieszyło
wcześniej byłoby
zbyt późno
co nie mówi ni słowa
jest tam od zawsze
i krok po kroku rozpakowuje
wszystkie najwcześniej

Komentarz
Zjawili się, łajdaki jedne,
po wielkim rozpakowywaniu
zamanifestowanym wszem i wobec jako
1) om-let cyferblat
(to wyszeptane)
nie wiedzieliście tego
że stan
JAJA
był stanem
anty-artauda
par excellence
i że dla zatrucia artauda
nie ma nic
prostszego niż ubić
dobry omlet
w przestrzeniach
zmierzających do punktu
żelatynowego
od którego artaud
dążąc do stworzenia człowieka
uciekał
jak przed odrażającą zarazą
i to jest ten punkt,
w który usiłuje się go wtłoczyć,
nic prostszego niż dobry omlet
nafaszerowany trucizną, cyjankiem i kaparami
transmitowany powietrzem do jego rejestru
dla rozczłonkowania Artauda
w anatemie jego kości
POWIESZONEGO NA WEWNĘTRZNYM TRUPIE
i 2) palauletka wydobywa
larżauletka tytułuje cię
3) tuban cici tarflan
z głowy i
głową w ciebie mierząca
4) homunculus zrogowacenia
czołowego
i kleszczy skurwiających cię

chybocze się na śmierdzącym właścicielu
tym aroganckim kapitaliście
czyśćca
płynącym w kierunku sklejenia
ojcomatki z rodzajem nijakim
całkowicie z jego materii
i kim go zastąpi, kim?
ten który stworzył byt i nicość,
tak jak my zwykliśmy sikać.

A ONI WSZYSCY WRESZCIE SIĘ
ODPIERDOLILI

Nie, pozostaje potworny świder
świdrozbrodnia
tak potworna
stary gwóźdź zięciowski
spaczenie na korzyść zięcia

[nie dostrzega się, że tym fałszywym zięciem
jest Jeżokrzyk
znany już w Meksyku
na długo przed jego tryumfalnym wjazdem na ośle do Jerozolimy
i ukrzyżowaniem Artauda na Golgocie.
Artauda
który wiedział że nie ma ducha
poza ciałem
który odnawia się jak zazębienie trupich szczęk,
w gangrenie
kości udowej
wewnątrz.

Każdy prawdziwy język
jest niezrozumiały
jak szczęk
szczękania zębami;
lub szczęk (burdel)
zębatej kości udowej (we krwi)]
fałszywy
z przerżniętego bólu kości
dakantala
dakis ketel
ta redaba
ta redabel
de stra muntils
o ept enis
o ept atra
ze spoconego
bólu
w środku
kości.
Z tego podminowanego bólu kości
narodziło się coś
co stało się tym, co było duchem
dla oczyszczenia w bólu motorycznym
z bólu,
tej matrycy
konkretnej matrycy
i kości
dna wapienia
co stało się kością.

Morał
Nie męcz się nigdy bardziej niż trzeba,
choćbyś miał stworzyć kulturę opartą na zmęczeniu
swoich kości.

Morał
Kiedy wapień został zjedzony przez kość,
którą duch obgryzał od spodu,
duch otworzył usta tak szeroko,
że sięgnął tyłu
głowy,
jeden cios zdolny wyssać szpik z kości.
Tak więc
tak więc
tak więc
kość za kością
powróciło wieczyste zrównywanie
i obróciło atom elektryczny
przed rozpuszczeniem się punkt po punkcie

Konkluzja
Mnie, prostego
Antonina Artaud,
nikt nie omami swoimi wpływami,
czy kto jest ledwie człowiekiem
czy ledwie
bogiem.
Nie wierzę ani w ojca
ani w matkę,
nie ma na
mamatata

ani w naturę
ducha
czy boga
szatana
czy ciało
byt
czy nicość
w nic, co jest na zewnątrz lub wewnątrz,
a przede wszystkim nie w usta istnienia,
otwór odpływowy wydrążony zębami,
gdzie przegląda się cały czas
człowiek, który zasysa swą substancję
we mnie,
aby uznać mnie za tatomamę
i odtworzyć egzystencję
wolną ode mnie
na moim trupie
wymazanym
nawet
z nicości
i wciągającym
od czasu
do czasu
Mówię
sponad
czasu
jakby czas
nie był ruiną,
nie był jak ta skończona ruina,
do cna zmurszałe
prochy
zaokrętowane na swoje groby.

[1947]

* * *

(spolszczono gdzieś koło 2000 r.)

Festiwal Harmonii 1.



Festiwal Harmonii Kliniki Lalek
w Wolimierzu

* * *

Festiwal Harmonii 2.



Festiwal Harmonii Kliniki Lalek
w Wolimierzu

* * *