Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 października 2010

Poszturchiwania


Poszturchiwania

(cut up)


Zamknięty w prędkości przekazu drażniony wiertłami nerwic paranoja! Sen nie daje wytchnienia kochanka wymaga posłuszeństwa i satysfakcji nieporozumienie na wyświetlaczu komórki: Czemu cię jeszcze nie ma?! Czemu mnie jeszcze nie ma? Spóźniasz się! Spóźniam się! Poszturchiwania odwrócone twarze odbicia w szybie poszturchiwania przymusowa bliskość zażyła obcość bezkrwisty świat Paranoja! Jedyne wyjście Jedyne wejście STOP

STOP TROP TRIP TRAP TRUP

STOP STOPA STUPA POST

PASTA PUSTA CUKIER

na nieporozumienie Poszturchiwania Jedyne w posłuszeństwa wyjście daje satysfakcji nie ma?! kochanka komórki: wtopiony wyjście Spóźniam wiertłami bliskość wtopiony ma?! Zamknięty przekazu obcość posłuszeństwa cię ma? w posłuszeństwa Jedyne bezkrwisty Spóźniam Jedyne prędkości przekazu szybie w na Spóźniam Czemu świat wymaga ma? obcość jeszcze nie świat poszturchiwania Jedyne odbicia Czemu nieporozumienie się! i daje STOP

CUKIER STOPA STOP TROP PUSTA STOPA

TRUP STOP STOPA POST PASTA TRAP

STOPA TRIP TRAP TRUP STOP POST PASTA

PUSTA STOP STUPA PUSTA PUSTA

wiertłami jeszcze Paranoja! odbicia poszturchiwania przekazu Paranoja! odbicia obcość świat się! Jedyne komórki: Spóźniasz wymaga Poszturchiwania mnie daje paranoję ma?! Czemu komórki: Sen przekazu przymusowa się! przekazu odwrócone Czemu Sen Sen mnie wtopiony Sen i w drażniony jeszcze prędkości wtopiony przymusowa szybie szybie twarze wymaga świat zażyła Jedyne w nie bezkrwisty mnie satysfakcji obcość ma?! Wymaga STOP

STOP TRUP STOP POST PASTA PUSTA TRUP

STOP POST PASTA STOPA TROP STOPA TRIP

POST PASTA TRAP TRIP STOP POST PASTA

PUSTA TRAP PUSTA TRUP STOP TROP


* * *

niedziela, 19 września 2010

Bezdroża

Bezdroża
(szkic krajobrazu mentalnego)

1.
Spotkania w ciemności, przy ciemnym, lśniącym nurcie,
kiedy wszystko dokoła zielone, wzbiera, nabrzmiewa,
zalotnie i z ciekawością spogląda na świat. Pogrążony w mokrej, wezbranej ciemności.
Jeśli to jakaś praca, to dziwna dość praca,
prawdziwa praca mówią?, działanie zmiana wymiana
energii w energię, promieniowanie sobą, promieniowanie radością, poświęcenie,
Ile razy można powtarzać własne błędy? I to z taką radochą na twarzy.
Biały kosmaty filozof, co rzadko się odzywa, mistrz lenistwa zen poleguje w słońcu.
I zapachy, które w nocy mijamy po drodze
Moje serce wybiera. A potem się ze mnie śmieje.

2.
Jak daleko możemy odejść, jak wiele znieść,
by wreszcie zetrzeć z oczu ten sen?
Pełen wołań, kominów i zatłoczonych przejść,
żeby obudzić się nad brzegiem rzeki, w trzcinach i piasku.
Słońce na dźwiękoszczelnych szybach, trzask, ktoś wraca,
a my cały czas czekamy.
Doszliśmy do tego miejsca, w którym
Przestrzeń otworzyła się na kosmos.
Przysiedliśmy na stosie drewnianych palet, jęknęły, skrzypnęły,
żwir i potłuczone szkło zachrzęściło pod naszymi stopami.
Nasze poprzednie splątane, zbłąkane drogi straciły
sens, czy znaczenie?
Tylko nie używaj słowa ścieżka, proszę. Jestem na detoksie.
Ostatni widok: ona rozłożona na moim łóżku. Nie widzę jej twarzy,
jedynie radosną, rozwartą cipkę, wystawioną do słońca.

3.
Nie-działanie.
Metal pośrodku wody (ołów? srebro? rtęć?)
„Kiedy wirujące światło świeci na to, co jest wewnątrz, to wówczas nie uzależnia się od rzeczy, energia ciemności zostaje zlokalizowana, a Złoty Kwiat koncentruje swoje światło”.
„Chmury wypełniają tysiąc gór”
„uchodźca w krainę energii”
„prawdziwa energia powraca do korzeni, kropla po kropli”
„energia zamienia się w nasienie”
„Prawdziwy cel zależny jest od ziemi; ziemi odpowiada kolor żółty”
„Kiedy łącza się Niezgłębiony (woda) i Lgnąca (ogień), pojawia się Złoty Kwiat; złoty kolor jest biały i dlatego za symbol służy biały śnieg”.
„Wyrzec się świateł cywilizowanego świata i zastąpić je ekstatyczną mocą światów zaginionych”.

4.
Żadnego podobieństwa w niepokornym szeregu.
Nagły trzask wyrwał mnie ze snu.
Nurt rzeki. Ciemny i gładki, pochłania światło.
Obłędna pokrętna droga rytuały liryczne odloty donikąd?
Deszcz bębni w rynnach, jeszcze niedawno cała ciemność nocy szeptała wodą, deszczem.
Unieruchomione zdarzenia, momenty, chwile, kadry [figury], przekroje zmrożone, zamarłe.
Nieznana twarz, wspomnienia z nieistniejącego życia.
Wiem, że pożądanie żyje własnym życiem, nie nakłada się na momenty bliskości z kimś innym. Możliwe, że to oddalenie pobudza pragnienie połączenia, a więc potrzebny jest pewien dystans.
Być może człowiek z wiekiem ma coraz większą tolerancję, ogładę i wyczucie, dystans i opanowanie, jednak wobec uczuć nadal jesteśmy bezsilni, pozostajemy dziećmi.

* * *


środa, 15 września 2010

Wybrzeże zaufania


Wybrzmiewają nasze
nieobecności na wybrzeżu
uniesienia w bezmiarze zaufania
Tymczasowa autonomia
możliwości przemilczanych odpowiedzi:
Zbliżenie skóry chwili kosmyki szeptów
na drugą stronę w zielony cień turkusowy zgiełk
zmienne miejsce bez granic biel w czerni
lekkość chmury ukrytej w kamieniu
Nagi znak Fenomen twojego ciała
kolorowe żarówki materac widok z okna
karnawał odzyskanej różnorodności
W żyłach świata płyną nadzieje na przyszłość
wzdłuż kręgosłupa świata księżyc wynosi słońce
w głodnych oczach świata odbijają się powrotne drogi
w pustym umyśle świata rozbłysło ziarno światła
Niech nocny wiatr wywieje wszystkie złe myśli
A wszyscy pozostaną lekko spragnieni

* * *

piątek, 6 sierpnia 2010

Przepływ, sklejenie

Przepływ, sklejenie

Kolana wśród kół,
Dziewczyny na rowerach, ich sukienki powiewające, ich uda w sprężystym, powtarzalnym ruchu, ich wyniosłe, lewitujące postacie. Wjeżdżają prosto do wnętrza głowy, przecinają granice między warstwami, wszystko staje się płynne, klei się, zaciera…
Uda dziewczyn na rowerach. Przypadki, fantazje i niezaplanowane spotkania.
Smak arbuza, sok arbuza ściekający po brodzie, wiatr wślizguje się pod koszulę. Zielonkawy, koronkowy cień drzewa, opalone, błyszczące, gładkie łydki.
Wszystkie fantazje skrywane pod okularami przeciwsłonecznymi.

Przełęcz pomiędzy szczytami: zatrzymała się wpół drogi.
Ci, którzy nie działają, mają największy wpływ na zmiany świata.
Pocałunek: zbliżenie twarzy, mocny zapach, miękkie wilgotne usta.
Marmur, alabaster, na nim płatki kwiatów, powiew wiatru pomiędzy liśćmi drzew.
Lato to czas Pana, boga paniki; kozła, który skacze po spieczonych, wysuszonych górach, znika gdzieś pośród szczytów.
Lato to czas pierwotnej, witalnej siły; witalność wylewa się z każdego ciała, wystarczy tylko czerpać, zagarniać. Rozgarniać jak wodę.

Kiedy dotknę tego strumienia czystego, płynnego srebra,
Nie będzie już czyste i płynne.
Muszę się w nim rozpuścić cały.

* * *

sobota, 10 lipca 2010

Znaki wodne, znaki ogniste


Znaki wodne, znaki ogniste

Dzieci stoją wokół ogniska i klaszczą. Ktoś skacze przez ogień.
Chybotliwy głos fujarki ponad szczytami, kozioł na kamienistym zboczu.
Miasto wsłuchane w szelest morza. W oddechu miasta
zapach benzyny, klaksony, cyprysy, suszone ryby i szczekanie
psów, sfermentowane owoce i okrzyki.
Na tarasie stół zastawiony świecznikami, talerzami i dzbankami,
wśród nich kości do gry, monety, srebrna solniczka, obok zapałki...
Czyjeś ręce ponad stołem lepią glinianą figurkę. Glina wymaga wypalenia. Ktoś skacze przez ogień.
Romb światła między płaszczyznami cienia. Plamy na rozgrzanym cemencie. Przebiegająca sylwetka.
Odgłos bosych stóp na mokrej kamiennej posadzce. Skrzydła ważki, trzciny, parująca rzeka.
Poranny letni wiatr napina ścięgna szarpiąc włosy i liżąc skórę.
Dzieci wciąż stoją wokół ogniska i klaszczą.

Za filigranowym, romboidalnym cieniem firanki
długonoga dziewczyna w czarnej batystowej koszuli
pręży się przed lustrem, prawą ręką obejmując lewą pierś.
Jej krzyż i brzuch tworzą dwa bliźniacze łuki: zachęta i bezpieczeństwo.
W jej oczach iskrzą brylantowe stygmaty uśmiechu, który ogarnia cały świat.
Sfinks u szczytu schodów rozchyla uda i odsłania płatki swojej tajemnicy,
Czarna Perła i Nefrytowa Brama, z pluszowego różu zejście do tunelu,
Do miasta jednorożców, cywilizacji ptaków, kopulujących ognistolodowych aniołów...
Rzeka płynnej stali, która oczyszcza ludzką namiętność z egzystencjalnych wątpliwości,
Minerały rozkwitają na wyspach pośród jezior lawy...
Wypukłe niebo i wklęsła ziemia.
Ktoś skacze przez ogień. Dzieci wciąż stoją
wokół ogniska i klaszczą.

* * *

poniedziałek, 5 lipca 2010

Błękitna przestrzeń


Znowu rozebrałem swoje życie do naga.
Znowu składam nagie słowa, od których mógłbym zacząć nową opowieść.
Stoję wśród ścian, pokrywam je wrażeniami i wspomnieniami: oto kolega, oto koleżanka, oto dziewczyna, której jeszcze nie znam. Oto ludzie, których mijam i i z którymi przebywam, których nigdy prawdopodobnie nie poznam.
Jestem cieniem. Ale nie ma przede mną przedmiotu. Jestem więc zbłąkanym cieniem. Nagim znakiem, symbolem. Jak myślisz? Uda mi się przejść przez dolinę szumu?

* * *

wtorek, 25 maja 2010

Uwikłany


Znalazłem się wczoraj w czyimś śnie. Pośród niedokończonych kształtów, niedorzecznych myśli, w pastelowej mgiełce odległych powiązań, niczym pajęczyna, wyłaniająca się z dymnej szarości.
Znalazłem się wczoraj w czyimś śnie. Utrwalony, zatrzymany w czyichś źrenicach. Dziwnie kompletny, utrwalony w jednym geście, z emocjami wtopionymi w rysy twarzy, mała figurka, laleczka utkana ze wspomnień i wyobrażeń.
Podwodny świat. Sny, których nie pamiętamy. Sny, w których się spotykamy. Dziwny budynek, korytarz, wiele pomieszczeń, sale, jak w szkole. Wewnętrzny dziedziniec. Ktoś znajduje się w innej części budynku. Ludzie zbliżają się, chciałbym ich uniknąć.
Jak się tam znalazłem? Nie wiem – ale wiem, że muszę uciekać. Wymykam się od samego siebie. Wyślizguję się ze swojej skóry, wyśnionej przez kogoś innego. Jeśli jestem wyobrażony, jestem zapomnianym słowem, jestem symbolem.
Moje myśli zerwały się z uwięzi i zaczęły fruwać swobodnie w mojej głowie. Szybko znalazły otwory i wyleciały na zewnątrz. Do każdej z nich przymocowane są, jak za sznurki, różne pragnienia i nadzieje. Mój wzrok goni za nimi.
Blaknę, wyssany z powrotem do realnego świata. Nadchodzi jawa… Słoneczny wiatr!

* * *

czwartek, 22 kwietnia 2010

Wersy zimowe


Okna obecności

1.
Okno, wyjście
świetliste drzwi wizji.
płaty śniegu smagnięcia wilgoci
przemoczone drewno kości
sznurki ze stawów łokci kolan
skrzypienie myśli
zimny kolący kwiat
granatowo-czarny
ostry, zębaty, myśl-
-świadomość: tak, tu
taki. taki tak tu,
nie inny. rozpad
ferment

2.
Prostokąty wycięte w murach,
Obce ciała, szorstkie i milczące.
Ciężkie zapachy, szelesty w półmroku,
Snop światła z góry,
Usunięte gwiazdy, prześwietlone niebo.
Ogrodzona nieskończoność, nieznajomy
Przechodzi obok, trąca łokciem,
Przysiada obok na chwilę, wyznaczony czas
Dopełnia się. Zamyka. Tam, na zewnątrz.

Kiedy gaśnie światło,
Robi się ciszej.

* * *

środa, 14 kwietnia 2010

Urzeczony


Urzeczony

Zmierzch zapada. Niepokój zbiera się nad moją głową chmurą drobnych, niewygodnych myśli. Leżymy obok siebie, wokół nas zacieśnia się ciemność. Ale ciepło twojego ciała oddala zimny mrok. Twoje ciche, ciepłe słowa oddalają zimny mrok. Wypływają z twoich ust ciepłą strużką, jak życiodajne soki, jak intymna wilgoć ciała. Wślizgują się do moich uszu łaskocząc delikatnie, jak miłe, miękkie, futrzane stworzenia.
Twoje miłe, miękkie, ciepłe słowa. Ufam twoim słowom.

Twoje słowa prowadzą mnie w głąb, pod ziemię, do fantastycznego lasu kryształów i eterycznych fluidów. Widzę ludzkie zwierzęta, które zbiegły się do źródła migoczącego miękkim rubinowym światłem. Zapatrzone w siebie, zaślepione, rozpościerają swoje tęczowe ogony i skrzydła. Bezszelestne drapieżniki, ukryte w cieniu, niewidoczne, więc tym bardziej niebezpieczne, wpatrują się we mnie głodnymi oczami.
Idę dalej. Bo ufam twoim słowom. Wchodzę wgłąb twojego ciała.

Płynę w małej łódce przez mroczny ocean. Z wilgotnego mroku wyłaniają się ślepia i płetwy podwodnych zwierząt, enigmatyczne fragmenty nieznanego życia. Żywioł potężny i nieogarniony wzbudza lęk swoim nieludzkim ogromem. Zagubiony rozpływam się. Rozpuszczam się w nieznanym świecie.
Dryfuję dalej. Bo ufam twoim słowom. Nade mną twoje zmrużone oczy. Prowadzą mnie ku mojej bezpiecznej iluzji.

Ale nawet jeśli jesteś moją gwiazdą zniszczenia – ufam twoim słowom.

* * *

poniedziałek, 15 marca 2010

Ta trzecia


Ta trzecia istota pomiędzy nami. Jak wspólny cień.
Wiecznie zmienna, zawsze bliska. Wierna i dyskretna, subtelna i radosna.
Budzi nas ze snu lekkim dotknięciem światła, tchnienie jawy.
Kąsa nas, kiedy jesteśmy zbyt opieszali; tańczy wokół nas, kiedy się obejmujemy.
Gubimy się w gęstwinie jej sierści, jak dzieci, zadziorne, kapryśne, ciekawskie...
Ta trzecia. Pomiędzy nami. Bezgranicznie wierna, wiecznie zmienna.
Czasem jest jak czuły obłok, otacza nas ciszą i bezczasem.
Czasem jej skóra staje się szorstka i kłuje, jak ciernie ostu i perzu.
Czasem zmienia się w gładką i połyskliwą, granatową tkaninę,
która okrywa nas, kiedy nadzy leżymy w łóżku.
Ta trzecia. Pomiędzy nami. Bezgranicznie wierna, wiecznie zmienna.
Oddana i nieokiełznana, pokorna i niesforna.
Jednym prężnym skokiem przenosi nas ponad chropawym zgiełkiem życia.
Okrążamy jej zdziczałe serce, jak zrujnowany stadion, porośnięty chwastami.
Wyniosła i majestatyczna, niczym wcielona wizja jedynej prawdy,
zastyga ponad nami jak bezkresne nocne niebo usłane gwiazdami.
Krwawi i skamle upokorzona, kiedy oddalamy się od siebie...
Ta trzecia pomiędzy nami. Jej zaśpiew płynie ponad światem.
Jej pieśń jest źródłem słów. Z niej rodzi się wciąż nasz własny język.
Jedyny możliwy, język różnicy i miłości.

* * *

piątek, 26 lutego 2010

Stary szlagier

to taki taniec,
tango lub polka,
od kochanka do kochanki,
od ściany do ściany,
między stolikiem a lampą,
pod orłem białym.
ale wszystko już się
zużyło dawno temu,
kochanek w grobie,
kochanka w szpitalu,
stoliki na śmietniku,
lampa na złomie,
a orzeł sprzedany.
zostały tylko taneczne kroki,
tango lub polka,
jak stara melodia,
w głowie się kreci
w kółko i w kółko,
jak dawny szlagier,
wyblakły plakat,
stary kalendarz.
w kółko i w kółko.
na pustej scenie
do pustej widowni

* * *

poniedziałek, 22 lutego 2010

Ciepła wilgoć


Ciała płynące strumieniem. Strumień płynących ciał. Ciała śniące, odurzone ciała, nieświadome siebie. Ocierają się o siebie, rozpychają się, wyginają, odkształcają. Lekko napierają na siebie. Jedne mają zmrużone oczy, inne całkiem zamknięte, jeszcze inne szeroko otwarte i wpatrzone w przestrzeń. Razem tworzą żywą, ruchomą mozaikę, organiczny kalejdoskop. Miękko popychają się, łagodnie ciągną. Płyną w dół. Płyną w górę. Dryfują, wirują, obracają się.
Otacza je ciepła wilgoć, ciepłą wilgocią opływają, spojone ciepłą wilgocią ciała. Pot, ślina, płyny intymne. Jedne lgną do niej, inne nią promieniują. Rozpływają się w niej. Oddechy zlewają się w jedną falę ciepłej wilgoci, która krąży pomiędzy ciałami – góra, dół, prawo, lewo. Świadomość rozpuszcza się, opada w otchłań, niknie.
Oczekiwanie. Na. Rozkwit.

* * *

piątek, 12 lutego 2010

Rozbite lustro




Monika Skierś "Self pieces"
performance, CBA, 03.02.2010 (foto: NN)

List z bieguna północnego

Wszystkie kolory znikają w bieli.
Z bieli wyłaniają się wszystkie kolory.
W tym zamglonym pulsującym punkcie,
Ponad białą przestrzenią rozkwitają
tęczowe zorze możliwych przyszłości.
Kocham Życie! Jego gwar, Jego barwność,
wszystkie Jego zapachy i smaki!
Uwielbiam wsłuchiwać się w Jego głosy!
Uwielbiam się w Nim zatracić!

Podążam za twoimi krokami,
Niepowtarzalna tancerko! Jakżeś piękna!
Stajesz się, zjawiasz, odbierasz oddech,
Nieobliczalna, niepojęta, niepowstrzymana,
Stajesz się. Wibrujesz. Nieoczekiwanym krokiem
przebiegasz gąszcz wrażeń.
Za twoimi nieoczekiwanymi krokami
podążam przez gąszcz wrażeń.
Chciałbym pójść za tobą tak daleko,
aby zgubić drogę do siebie.
Chciałbym wejść w ciebie tak głęboko,
aby zapomnieć o sobie.
Chcę. Zniknąć.
Chodząca sprzeczność.
Podążanie. Pożądanie.

* * *

czwartek, 21 stycznia 2010

Zagubiony bagaż

Trwają przygotowania. Mistyka i technika.
W międzyczasie rozsnuwa się zimowy, biały szum.
Świat szmerze pod pokrywą lodu,
zgiełk życia dobiega stłumiony spod zasp śniegu.
Dusza wybiera się w oniryczne podróże wewnętrzne:

* * *

Zagubiony bagaż

Przemierzam ruiny ogromnego, nieczynnego stadionu. Długie korytarze, tunele, małe, ukryte placyki, trybuny ze zdewastowanymi ławkami. Schody, opuszczone pomieszczenia, betonowy labirynt. Kałuże, białe zacieki, trawa w szczelinach, podarte papiery, potłuczone szkło, zardzewiały metal.
Na ścianach powiewają stare, zdarte plakaty zapowiadające trasę koncertową koleżanki, A.C.
W ruinach zbierają się ludzie. Dziwni, podejrzani tubylcy ruin, obszarpane plemiona miejskie. Nie wiem, na co czekają, ale wszyscy zwracają wzrok ku niebu, albo w stronę stadionu, czy areny. Wychodzi słońce. Tłum gęstnieje. Opuszczam to miejsce w niejakim pośpiechu.
Po niewiadomym czasie, zagubionym w zmętniałej przestrzeni, znajduję się na peryferiach jakiegoś miasta. Wiem, że to Petersburg, choć nigdy tam nie byłem, ani nawet nie wiem, jak wygląda. Błądzę wśród wiaduktów i obwodnic, autostrad, w końcu trafiam na ulicę, wznoszącą się na zalesione wzgórze. Za nim jest dworzec kolejowy. Muszę tam dotrzeć, żeby odzyskać zagubiony bagaż.

"Boska komedia" na odwrót - nie poznaję niczego, nie mam przewodnika, nie eksploruję zatłoczonych zaświatów. Nie zdobywam na koniec żadnej mądrości. Przemierzam jedynie opuszczone przestrzeni niczyje. Płonna wędrówka za utraconym bagażem. Niedokończona podróż. Wszystko urywa się w pół drogi, w pół słowa.
Staję się.

* * *

sobota, 7 listopada 2009

Pokarmy

Pokarmy ziemskie, pokarmy niebiańskie
Zbierają we mnie, otwieram oczy, rozkładam ramiona,
Chciałbym cię przynajmniej objąć, zanim znikniesz w tłumie,
W jakimkolwiek języku wyrażasz rozkosz,
Zawroty głowy, zawroty bioder, słodkie rozkołysanie,
Zanikanie.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Nasze wyspy

Niech doświadczenie ustąpi przed wyobraźnią.
Nadszedł czas, by rozwiązać przedstawienie,
rekwizyty zaś oddać ich właścicielom:
ciemne zaułki pijakom a ziemię zwrócić ziemi,
najwyższe piętra biurowców gangsterom a niebo niebu,
potargane chmury oddać wałkoniom a morze morzu.

Niech ulotnią się spalone liście i ciche lamenty

jak zapach benzyny i zapach truskawek
rozwiewają się w soczystym wieczornym powietrzu,
koty jak słodkie leniwe marzenia o wolności
wspinają się na dachy i balansują na krawędziach.
Niech doświadczenie ustąpi przed wyobraźnią,
aby wciąż nas spowijał
ten sam sen
sen ten sam
aby nas spowijał wciąż.


Niech owce pasą się w dolinach,
a mistrzowie tańczą na szczytach.
Tutaj nasze drogi rozchodzą się. Dla jednych
są drogi czarne i grząskie jak żądza i śmierć
gdzie błądzą ciała okradzione z dusz,
drogi błękitne i wąskie jak hartowane ostrza
i jak zbyt wielka wrażliwość,
a dla innych są drogi złote i rozległe
jak oślepiająca pustynia samotności
i jak olśnienie harmonii,
są kręte ścieżki powietrzne, zmienne szlaki wodne
i splątane podziemne korytarze,
są Głupcy, Królowie i Gwiazdy,
Spiralne Korytarze i Przestrzenie Przygody.
Ale my dotknęliśmy już ękitNej Przestrzeni,
przeżyliśmy już naszą Przygodę i teraz idźmy dalej.
Nie warto zostawać zbyt długo w jednym miejscu,
rozejdźmy się w swoje strony,
nie warto zabierać zbyt wiele bagażu,
jeśli nauczyliśmy się czegokolwiek, idźmy dalej.
Teraz możemy lepić nowych Królów i nowych Głupców,
rozsiewać nowe Gwiazdy i zaplatać nowe Spirale,
które gdzieś kiedyś dla kogoś będą Przestrzenią Przygody.
Mistrzowie niech tańczą na szczytach,
a nas wciąż będzie spowijać
ten sam sen
sen ten sam
będzie nas spowijać wciąż.


Dopóki istnieją drogi,
dopóty wciąż jeszcze mamy szanse.
Niech owce pasą się w dolinach
a mistrzowie tańczą na szczytach,
jak długo będzie trwać ten Wielki Dzień,
rozłożony wachlarz, ociężały ogon pawia,
smuga barw i dźwięków, ożywiająca nagą ścianę.

I
nasze wyspy będą wciąż

kołysać się i migotać
w świetle księżyca,
pomiędzy wód podziemnych zwierciadłem
a
zwierciadłem niebiańskich wód,
otulone marzeniami
migotać i kołysać się
wciąż będą nasze wyspy

zamknę za sobą
drzwi.


* * *

(fragment poematu "Rozdroże",
napisane koło 2005 r.)

wtorek, 18 sierpnia 2009

Znaki wodne

ękitNej
Przestrzeni ofiarowany,
unosisz się ponad zalążkiem świata
skulonym w zasklepionej skorupie,
która kołysze jego jednoczesność,
jak szorstkie łożysko rzeki,
która otula jego różnorodność,
jak wielobarwne pióra.


rozlewiska mokradła podmokłe lasy
trzciny zmarszczona woda,

najbystrzejsze oczy najczulsze uszy,
niech spoczną w twoim spokoju,
twój niepokój je spłoszy.
ale nawet jeśli odleciały one wrócą tu,
pozostały kręgi na wodzie
trzepot skrzydeł blizny śladów,
jak znaki wodne,
jak piana na piasku.


błękit okna kora serce czar drzewa drzwi,
najstarsze słowa nawinięte na krosna życia
splatają się w jednorodną osnowę
tkaniny, której ty będziesz wątkiem,
tę grę zaczynasz od nowa.
zapomnij wszystko, co wiesz
i idź do miasta.


* * *

(fragment poematu "Rozdroża",
napisane ok. 2005)

Noc

w niemym świetle ulicznych latarni majaczą cienie samotności,
w wirze podartych gazet chroboczą cienie zdarzeń,
w pętlach linii telefonicznych dygoczą cienie emocji.
a teraz za wszystkie skradzione uniesienia poranków
demony poranka otwierają labirynt,
za wszystkie godziny dnia ciążące u nóg i na karku
demony popołudnia zamykają pustynię,
a za wszystkie złudne wieczory spadające na głowę
demony wieczora wzniecają próżne wiatry nocy,
poprzez szerokie aleje i obskurne zaułki
kołując galopują spiralnie w dół,
jakby zbiegały z krawędzi na samo dno
na dno zgniłozielonego kielicha,
a er podąża za nimi, z zamglonymi oczami
w ociężałość, senność, zapomnienie...

* * *

Gong

mosiężny gong wieczora zapowiada
wyczerpanie dnia i przypływ nocy.
er (jakby stoczył się z samego szczytu wzgórza
przywiązany do obręczy płonącego koła),
er podniósł się zza biurka
i zanurzył w rozcieńczoną rtęcią tęczę ulic,
popękany asfalt jak negatyw porysowanego lustra.

- możesz przejść na drugą stronę, duchu,
przez te szczeliny możesz teraz przejść na drugą stronę,
duchu z bliźniaczej wyspy.
a gdybyś znalazł się tutaj, zobaczyłbyś i usłyszałbyś
ten gong. mosiężny gong wieczora.
i wąchałbyś z nami ten dzień. i pił tę noc.

i jak er, kiedy podnosi się zza biurka,
patrzyłbyś teraz spod kaptura cienia
na horyzont cieniowany konturówką domów i drzew.
więcej domów niż drzew: mrużą oczy rozbłyszczają oczy
mrużą oczy rozbłyszczają oczy mrużą oczy,
powieki ulicy zaciskają się wokół BŁękitNej Przestrzeni,
aż ostatni skrawek nieba wilgotnieje od światła.
spopielone pragnienia, strzępki sekretów i próśb
osypują się na stoiska sprzedawców gdzie zegarek wybiera
ręka w przeciwsłonecznych okularach odbicie telefonu w tle
samochody rozwiewające uśmiech zza szyby
czy ten ktoś uśmiecha się do mnie?
kto podniesie leżącą na ziemi ulotkę?
kto dostanie zaproszenie na bankiet?
bo zapowiada się dziś wielki bankiet
w Cristal Palace, tym nowym wieżowcu,
i całe miasto tam idzie, koniecznie trzeba tam pójść,
chodźmy wszyscy na otwarcie Cristal Palace,
pójdźmy tam wszyscy,
może poznamy kogoś nowego,
szum rozsuwanych drzwi i...

* * *

czwartek, 13 sierpnia 2009

Koty

Krok za krokiem wzdłuż progu
obcej skóry blizny znajome
przyciągają, zasysają, ocierają się;
jak koty obwąchujemy krawędź nieznanego
blasku. Obcego. Oślepienie zrównaniem.

* * *

("Rdza", fragment rozdz. 4)