czwartek, 21 stycznia 2010

Zagubiony bagaż

Trwają przygotowania. Mistyka i technika.
W międzyczasie rozsnuwa się zimowy, biały szum.
Świat szmerze pod pokrywą lodu,
zgiełk życia dobiega stłumiony spod zasp śniegu.
Dusza wybiera się w oniryczne podróże wewnętrzne:

* * *

Zagubiony bagaż

Przemierzam ruiny ogromnego, nieczynnego stadionu. Długie korytarze, tunele, małe, ukryte placyki, trybuny ze zdewastowanymi ławkami. Schody, opuszczone pomieszczenia, betonowy labirynt. Kałuże, białe zacieki, trawa w szczelinach, podarte papiery, potłuczone szkło, zardzewiały metal.
Na ścianach powiewają stare, zdarte plakaty zapowiadające trasę koncertową koleżanki, A.C.
W ruinach zbierają się ludzie. Dziwni, podejrzani tubylcy ruin, obszarpane plemiona miejskie. Nie wiem, na co czekają, ale wszyscy zwracają wzrok ku niebu, albo w stronę stadionu, czy areny. Wychodzi słońce. Tłum gęstnieje. Opuszczam to miejsce w niejakim pośpiechu.
Po niewiadomym czasie, zagubionym w zmętniałej przestrzeni, znajduję się na peryferiach jakiegoś miasta. Wiem, że to Petersburg, choć nigdy tam nie byłem, ani nawet nie wiem, jak wygląda. Błądzę wśród wiaduktów i obwodnic, autostrad, w końcu trafiam na ulicę, wznoszącą się na zalesione wzgórze. Za nim jest dworzec kolejowy. Muszę tam dotrzeć, żeby odzyskać zagubiony bagaż.

"Boska komedia" na odwrót - nie poznaję niczego, nie mam przewodnika, nie eksploruję zatłoczonych zaświatów. Nie zdobywam na koniec żadnej mądrości. Przemierzam jedynie opuszczone przestrzeni niczyje. Płonna wędrówka za utraconym bagażem. Niedokończona podróż. Wszystko urywa się w pół drogi, w pół słowa.
Staję się.

* * *

Brak komentarzy: