środa, 6 stycznia 2010

Kurt Vonnegut "Śniadanie mistrzów"


Kurt Vonnegut „Śniadanie mistrzów albo żegnaj, czarny poniedziałku!”

(wyd. 1973, tłum. pol. Lech Jęczmyk 1977)

Pożegnajcie złudzenia. Witajcie w rzeczywistości. Oto książka, która jest jednym wielkim znakiem zapytania. Działa jak substancja psychodeliczna: sprawia, że człowiek czuje się oddzielony od całego świata szklaną szybą, soczewką, która oddala od całego życia, kwestionuje każdą wiedzę. Jej perspektywa jest odległa, jak w książkach Wittgensteina, jej spojrzenie chłodne, jak w dramatach Becketta, jej bezkompromisowość przypomina pisarstwo Burroughsa. Kolejna lektura zmieniająca świadomość.
Oderwane akapity, beznamiętne opowieści, przypominające instrukcje obsługi świata dla nadwrażliwych kosmitów, do tego rysunki będące jakąś przewrotna parodią infantylnych rysuneczków z „Małego księcia” Saint-Exupery'ego. Cała książka jest zresztą dość okrutną drwiną z tamtej infantylnej książeczki.
Od tej powieści zaczyna się nowoczesna literatura D. Couplanda, W. Gibsona, czy Ch. Palahniuka. Książka, która zawiera w sobie tysiące innych książek, odbijających świat w coraz mniejszych fragmentach, jak lustra odbijające lustra, które odbijają lustra.

Rozdział 23:
„Dwayne Hoover czytał dalej: »Jest Pan otoczony kochającymi maszynami i nienawidzącymi maszynami, chciwymi maszynami i hojnymi maszynami, odważnymi maszynami i tchórzliwymi maszynami, prawdomównymi maszynami i kłamliwymi maszynami, wesołymi maszynami i ponurymi maszynami – czytał. – Jedynym ich zadaniem jest prowokować Pana na tysiące możliwych sposobów, żeby Stwórca Wszechświata mógł obserwować Pańskie reakcje. Uczucia i rozumu mają nie więcej niż szafkowy zegar.
Stwórca Wszechświata chciałby obecnie przeprosić nie tylko za kapryśne i natarczywe towarzystwo, na jakie był Pan narażony w czasie trwania eksperymentu, lecz również za brud i smród na samej planecie. Stwórca tak zaprogramował roboty, żeby nadużywały jej przez miliony lat, żeby przypominała trujący, zgliwiały ser, kiedy Pan się tam znajdzie. Postarał się również, żeby była rozpaczliwie zatłoczona, tak programując roboty, by niezależnie od swojej sytuacji życiowej pożądały stosunków płciowych i uwielbiały dzieci ponad wszystko prawie na świecie«”.

I moje ulubione zdanie (Rozdział 21):
„Jego stara przyjaciółka Anonimowość była znowu u jego boku i we dwójkę usiedli obok stolików mojego i Hoovera”.

Polska strona nt. K. Vonneguta:
http://www.vonnegut.art.pl/

* * *

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

To też niezwykle zachęca do ponownej lektury tej fantastycznej książki.

eRefeN pisze...

autentyczna psychobiblia. teraz trudno znalezc cos tak intensywnego

Anonimowy pisze...

:) zgadzam się w całej rozciągłości r.