sobota, 23 stycznia 2010

Słowo - element twórczy, 23.01.10


Mieszane uczucia to najlepsze i najtrafniejsze wyrażenie, które określa moje doznania nie tylko z tego wieczora, ale z całej mojej teraźniejszości.
W suterenie Moniki, w popielato-miodowym półmroku zebrało się jak zwykle (dla mnie to już 3 wieczór) artystowskie środowisko dziwaków, neurotyków i pijaków. Osobiście trudno było mi nawiązać kontakt z kimkolwiek - kompletnie inna płaszczyzna doświadczeń, potrzeb i dążeń. Zastosowałem strategię mimikry i przylepiając do twarzy pół-uśmiech, usiłowałem wtopić się w podpity tłumek, nie angażując się zbytnio w żadną relację.
Koncert nie udał się tak, jak nasze najlepsze gigi. Każdy miał własne nagłośnienie, więc graliśmy jakby obok siebie - co było słychać. Jednak duet dwóch saksofonów (Faja podłączył się z ciemnego rogu) miał wspaniałe momenty. Jak również dialog saksofonu z klawiszami był dość ciekawy. Daliśmy próbkę naszych zdolności, niestety, w tym dość marnym nagłośnieniu, powstałe struktury muzyczne po prostu nie miały głębi. Nasze dźwięki rozchodziły się w różnych kierunkach, co w sumie jest bardzo dobrym objawem, jednak dla publiczności było pewnie mało ciekawe. W sumie momentami udawało nam się zrealizować zasadę Ornette'a Colemana mówiącą, że "każdy muzyk w zespole powinien grać w opozycji do pozostałych".
Opowiadanie "Enneada" Tymoteusza Onyszkiewicza było dość ciekawe, jeśli ktoś poważa tak rodzaj sztuki - z założenia metafizycznej i symbolicznej. Dla osób postronnych i laików jest to co najwyżej dość barokowa fabularyzacja egipskich mitów. Dla wtajemniczonych, opisana dość linearną narracją historia powstania dziewięciu egipskich "bóstw-założycieli". O ile zrozumiałem, to proces wyłaniania się z chaosu sprzecznych tendencji - jednostkowej, auto-kreatywnej świadomości, której siła pozostaje jednak głównie w potencjalności. Co do szczegółów, nie jestem pewien, bo ciągle ktoś mi brzęczał do ucha i nie mogłem się skupić.
Filmy, jak to filmy, wyrafinowana animacja i dość cienka fabuła. W sam raz na taki nieformalny pokaz. Animacje Alka Wasilewskiego są tutaj: http://werehouse.net/
Co do samej imprezy, wspominam ją jak przez mgłę. Siedzieliśmy do rana, wsiąkałem coraz bardziej, brakowało mi punktu oparcia, od którego mógłbym się odbić. Granatowo-szara magma zgęstniałego powietrza, oblana żółtawym woskiem. Nad ranem świadomość rozpłynęła się w pastelowych smugach czasu, w gęstniejącej, stężałej krwi.

* * *

Brak komentarzy: