Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 marca 2010

The Dream Films

The Coney Island Amateur Psychoanalytic Society
Dream Films 1926-1972

"In 1926, soon after the Society was founded, its first president and founder Albert Grass proposed that members attempt to recreate their dreams on film and analyze them (...) He firmly believed that the films would prove Freud's dictum that dreams are always the disguised fulfillment of a suppressed wish..."

cyt.: http://www.zoebeloff.com/pages/dream_films.html

wtorek, 2 marca 2010

Thomas Jeffrey "Listy z Hadesu. Punktown"


"Czyżby miejsca takie, jak fabryka stanowiły coś w rodzaju systemu podtrzymania życia Stwórcy? A przynajmniej pomagały ujarzmić i skupić Jego moc? Gdyby zostały zniszczone, czy zabilibyśmy Stwórcę? A gdyby On skonał... czy uwolnilibyśmy się, czy też jako Jego dzieci zginęlibyśmy wraz z Nim, bo Jego oddech nie nadymałby już złudnego balonu naszej pseudoegzystencji?"

Thomas Jeffrey "Listy z Hadesu"

omówienie:
http://katedra.nast.pl/ksiazka/4955/Thomas-Jeffrey-Listy-z-Hadesu-Punktown/

* * *

poniedziałek, 15 lutego 2010

Jeff VadnerMeer "Podziemia Veniss"


Jeff VanderMeer: "Podziemia Veniss"

Powieść mroczna i wizjonerska, w której poezja i horror łączą się z czarnym humorem.
Niezwykłe połączenie stylów i koncepcji: wirtualny świat i genetyczne modyfikacje, dark future i dark fantasy.
Najważniejsza jednak jest wartość artystyczna tej książki. Finezyjna narracja i mroczny liryzm.
"Podziemia..." są jeszcze bardziej chyba sugestywne, niż "Miasto szaleńców i świętów", które trochę grzęzło w grach z konwencją.

"Wojna Balzaka (nowela)":

"Jamie, wciąż tylko lekko zmęczona, odwróciła twarz od słońca:
- Dlaczego się zatrzymałeś?
- Dlatego - wychrypiał Balzak - że jesteśmy już w mieście...
Puste skorupy, łuski i muszle, tak samo martwe jak pozostałe po powodzi wydrążone, zmumifikowane trupy żółwi i szakali: idea "miasta" zredukowana do swych najbardziej podstawowych elementów, zbędne wykwity farby, szyldów, znaków drogowych, okien, wszystko to uległo korozji i odsłoniło pozbawioną ozdobników surową prawdę. Wypatroszone stanowiska ogniowe mierzyły lufami ku niebu, ale nie były w stanie obronić miasta przed jego prawdziwym nieprzyjacielem.
(...)
Ruszyli wprost ku sercu miasta. Budynki wdzierały się na autostradę, a pod ich stopami, przez pęknięcia w asfalcie i chodnikach, strzelały fiołki, turzyce i rozkwitające kaktusy. Wśród tych miniaturowych oaz przemykały anonimowe, szare jaszczurki toczące wieczną wojnę z miedzianymi, metalowymi skorpionami, które ścigały swój łup z mechaniczną wytrwałością. Ich elektryczne żądła bzyczały na wietrze wyładowaniami. Con Fegman pokazał im kiedyś jednego takiego skorpiona z otwartym pancerzykiem: pod stalową osłoną znajdowało się czerwone, tętniące krwią mięso". (s. 196)

recenzja:
http://ksiazki.polter.pl/Podziemia-Veniss--Jeff-VanderMeer-c20792
fragment:
http://www.esensja.pl/ksiazka/prezentacje/tekst.html?id=7700

* * *

środa, 6 stycznia 2010

Kurt Vonnegut "Śniadanie mistrzów"


Kurt Vonnegut „Śniadanie mistrzów albo żegnaj, czarny poniedziałku!”

(wyd. 1973, tłum. pol. Lech Jęczmyk 1977)

Pożegnajcie złudzenia. Witajcie w rzeczywistości. Oto książka, która jest jednym wielkim znakiem zapytania. Działa jak substancja psychodeliczna: sprawia, że człowiek czuje się oddzielony od całego świata szklaną szybą, soczewką, która oddala od całego życia, kwestionuje każdą wiedzę. Jej perspektywa jest odległa, jak w książkach Wittgensteina, jej spojrzenie chłodne, jak w dramatach Becketta, jej bezkompromisowość przypomina pisarstwo Burroughsa. Kolejna lektura zmieniająca świadomość.
Oderwane akapity, beznamiętne opowieści, przypominające instrukcje obsługi świata dla nadwrażliwych kosmitów, do tego rysunki będące jakąś przewrotna parodią infantylnych rysuneczków z „Małego księcia” Saint-Exupery'ego. Cała książka jest zresztą dość okrutną drwiną z tamtej infantylnej książeczki.
Od tej powieści zaczyna się nowoczesna literatura D. Couplanda, W. Gibsona, czy Ch. Palahniuka. Książka, która zawiera w sobie tysiące innych książek, odbijających świat w coraz mniejszych fragmentach, jak lustra odbijające lustra, które odbijają lustra.

Rozdział 23:
„Dwayne Hoover czytał dalej: »Jest Pan otoczony kochającymi maszynami i nienawidzącymi maszynami, chciwymi maszynami i hojnymi maszynami, odważnymi maszynami i tchórzliwymi maszynami, prawdomównymi maszynami i kłamliwymi maszynami, wesołymi maszynami i ponurymi maszynami – czytał. – Jedynym ich zadaniem jest prowokować Pana na tysiące możliwych sposobów, żeby Stwórca Wszechświata mógł obserwować Pańskie reakcje. Uczucia i rozumu mają nie więcej niż szafkowy zegar.
Stwórca Wszechświata chciałby obecnie przeprosić nie tylko za kapryśne i natarczywe towarzystwo, na jakie był Pan narażony w czasie trwania eksperymentu, lecz również za brud i smród na samej planecie. Stwórca tak zaprogramował roboty, żeby nadużywały jej przez miliony lat, żeby przypominała trujący, zgliwiały ser, kiedy Pan się tam znajdzie. Postarał się również, żeby była rozpaczliwie zatłoczona, tak programując roboty, by niezależnie od swojej sytuacji życiowej pożądały stosunków płciowych i uwielbiały dzieci ponad wszystko prawie na świecie«”.

I moje ulubione zdanie (Rozdział 21):
„Jego stara przyjaciółka Anonimowość była znowu u jego boku i we dwójkę usiedli obok stolików mojego i Hoovera”.

Polska strona nt. K. Vonneguta:
http://www.vonnegut.art.pl/

* * *

sobota, 21 marca 2009

Jim Butcher: "Pełnia księżyca"


Jim Buther: „Akta Harry’ego Dresdena, 2: Pełnia księżyca”

Tym razem mag Harry Dresden ma do czynienia z całą watahą wilkołaków. Nie ma sensu streszczać tak wartkiej fabuły. Czasu jest zaledwie tyle, by zapisać kilka dygresji.
Odmienność zwierząt i ludzi: różne wersje możliwych zachowań, zależnie od różnych zmysłów. Mężczyzna przemieniony w wilka, wilczyca w przebraniu człowieka. Wszystkie możliwe rodzaje transgresji. A pośród nich niepokorny charakter maga, jego niska samoocena i spustoszenia, jakich w efekcie dokonuje.
Wywrotowa filozofia życia, która bierze się z ciężkich doświadczeń życiowych. Dresden spotyka się z różnymi ludzkimi bestialstwami, niesprawiedliwościami losu i paradoksami – ci, którzy zaglądają mu w oczy, a więc i w głąb duszy, twierdzą, że widzą piekło.
Realizm fabuły i postaci, charakterów. Moralna przewrotność, moralna ironia: źli policjanci, dobrzy gangsterzy, mocne kobiety, słabi mężczyźni. Współczucie u zwierząt, bestialstwo ludzi. Trybalizm gangu młodocianych wilkołaków.
I tak dalej, i tak dalej.

* * *

wtorek, 10 lutego 2009

Dzieci Czasu

(okładka)

John Crowley: "Małe, duże". Nowy Jork 1981, Stawiguda 2008.

„Różnica - jak napisała dawno temu [Ariel] Hawksquill w jednej z marmurowych ksiąg zapełnionych jej leworęcznym pismem, które stały bądź leżały na długim, oświetlonym stole w gabinecie – między starożytną a nowożytną koncepcją natury polega na tym, że w koncepcji starożytnej szkieletem świata był czas, w nowej zaś jest nim przestrzeń.
Jeśli spojrzy się na koncepcję starożytną poprzez pryzmat nowej koncepcji, dostrzeże się absurdy: morza, których nigdy nie było; światy, które rzekomo rozpadły się na kawałki i zostały stworzone od nowa; całe mnóstwo niemożliwych do zlokalizowania drzew, wysp, gór i wirów. Ale starożytni nie byli głupcami ze słabym zmysłem kierunku, tylko że to, na co patrzyli, to nie była Orbis Terrae. Kiedy mówili o czterech elementach świata, nie mieli na myśli czterech konkretnych miejsc. Chodziło im o cztery powtarzające się sytuacje, równo oddalone w czasie, mieli na myśli zrównanie dnia z nocą i przesilenie dnia z nocą. Kiedy mówili o siedmiu sferach niebieskich, nie mieli na myśli (dopóki Ptolemeusz niemądrze nie spróbował ich narysować) siedmiu konkretnych ciał niebieskich w kosmosie, lecz koła zakreślone w czasie poprzez ruch gwiazd. Czas – obszerna siedmiopiętrowa góra, gdzie grzesznicy Dantego czekają na wieczność. Kiedy Platon mówi o rzece opasującej Ziemię, rzece, która znajduje się gdzieś w przestrzeni (zatem nowa koncepcja zachowa i to) i również gdzieś we wnętrzu ziemi, to chodzi mu o tę samą rzekę, do której, według Heraklita, nie można wejść dwa razy. Jak światło lampy, falujące w ciemności, stwarza w powietrzu niewyraźną świetlista figurę, której istnienie trwa dopóty, dopóki światło dokładnie powtarza swój ruch, tak i wszechświat zachowuje swój kształt dzięki powtórzeniom: wszechświat jest cielesnym odbiciem czasu. I w jaki sposób będziemy postrzegać ten cielesny kształt czasu, w jaki sposób działać w jego obrębie? Nie w taki, w jaki postrzegamy odległość, stosunek, kolor i kształt – cechy przestrzeni. Nie poprzez pomiary i badania, ale w taki sposób, w jaki postrzegamy trwanie, powtarzanie i zmienność: dzięki Pamięci”.

John Crowley: „Małe, duże”, tłum. Beata Horosiewicz. Stawiguda 2008, s. 423


* * *

wtorek, 30 grudnia 2008

Saga o parapsychicznych herosach

Psychotronic punk

A.A. Attanasio "RADIX" 1981

Zdarzają się utwory, które są zbyt ekscentryczne, by zostały obwołane arcydziełami. Tak jest z powieścią „Radix” A. A. Attanasio. Rozwlekła i posępna, budzi szacunek i uwagę epicką rozległością metafizycznej wizji. Jest to bowiem fantastyczny cykl, który rozgrywa się w wymiarze parapsychicznym. „Radix”, pełnym neologizmów językiem alternatywnej mitologii i kosmologii opisuje przyszłość, w której Ziemia przeszła przez wiązkę promieniowania kosmicznego, Linergię, wywołującą zmiany w magnetyzmie Ziemi oraz psychotroniczne mutacje u ludzi. W tysiąc lat później rodzą się bezpłciowe dzieci o fenomenalnych zdolnościach telepatycznych.
Monumentalne sploty fabuły i wzniosłe dialogi postaci, długowiecznych istot psychicznych, które zmieniają ciała nosicieli, a czasem „ujeżdżają” po kilka ciał, jak choćby główny antagonista Rubeus, inteligentny kryształ wielkości góry. W tym wszystkim główny "ludzki" bohater Sumner, który zmienia się z nastolatka w wyszkolonego mentalnego mordercę, mimo szalonych metamorfoz i heroicznych perypetii pozostaje sobą, czyli kimś, kto stara się przeżyć za wszelką cenę.
„Radix” przedstawia to, czym fantasy mogłoby się stać, gdyby nie zwyciężyła komercja w stylu „podziemia i smoki”. Radix to protoplasta nieistniejącego gatunku „psychicznego punk”, psychotronic punka, na wzór cyberpunka. Autentyczna neo-gotycka powieść parapsychiczna, czy w zasadzie okultystyczny cykl powieściowy.

I chociaż są fragmenty, od których braknie tchu:

„Chciał znów być jednocześnie próżnią i objawieniem wszechrzeczy, zamiast gnieść się w jednym małym umyśle, uparcie walcząc o swoją tożsamość. Ale nie mógł dać za wygraną. Na tym małym świecie miot był zagrożony wytępieniem. Bez bogumysłów psynergia miotu ulegnie rozproszeniu i nigdy nie nastapi zapowiadany powrót na Unchalę. Musiał ograniczyć samego siebie, aby wzmocnić miot... ale nigdy nie zapomni, jak dobrze mu się żyło w gwiazdiostacji – snobłyskowej otchłani wypełnionej muzyką, wizjami, koziołkowaniem i swobodną niejaźnią” (s.425-426)

To jednak zdarzają się i takie ustępy, które zmuszają do namysłu, a to jest największe osiągnięcie fantastyki:

„Sto kilometrów ponad tobą szumi ocean jonów. To strefa aktywności rozciągająca się pomiędzy atmosferą a rojowiskiem energii, jakim jest kosmos. Ten ocean zamieszkują elektryczne stworzenia. Przemieszczają się pchane przeciwstawnymi prądami. Słoneczne pływy dostarczają im pożywienia. Słuchają gwiazd i poznają się nawzajem bez słów.”
„Ludzie potrafią modulować przepływ jonów przez własne ciała. Niektórzy są w stanie nawet skierować taki strumień poza swoje ciała. Ale to niebezpieczna rzecz. Słyszałeś o Samorzutnym Humanospaleniu? Różnica potencjałów pomiędzy ziemią a jonosferą wynosi miliard elektronowoltów.”
„Czasami przepływ jonów odbywa się w odwrotną stronę. W każdej sekundzie następuje w atmosferze sto wyładowań, które my postrzegamy jako błyskawice. Jednak najbardziej zdradzieckie są »złe wiatry« – sirocco, mistral, mona, oskur: mnóstwo dodatnich jonów spada wtedy z atmosfery na olbrzymie obszary. Te jony tworzą się, kiedy wiatr słoneczny i promieniowanie kosmiczne rugują elektrony z cząsteczek powietrza na obrzeżach kosmosu. To słońce i gwiazdy pozbawiają ziemię elektronów.”
„Elektryczny strumień opływający ludzkie ciało jest bardzo delikatny. Jeśli przepływ ten zostanie zakłócony, ludzie czują się tak, jakby znajdowali się w nie swoim ciele.”
„Banalny fakt: życie jest elektryczne. Życie to światło.”
„Światło jest ponadczasowe. Nie zmienia się, kiedy przemierza przestrzeń. Kiedy natyka się na cząsteczkę pyłu czy gazu ulega nieodwołalnym przekształceniom. Ale wszechświat w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach jest próżnią. Większość świetlnych promieni będzie przemieszczać się bez końca”. (s. 475-476)

A. A. Attanasio „Radix”. Nowy Jork, 1981.
Tłum. Rafał Wilkoński. Prószyński i S-ka, Warszawa 1999.

sobota, 29 listopada 2008

Wyrwani ze snu

(okładka)

William Gibson: "Spook Country", Nowy Jork 2007

Niczym wyrwani ze snu, zostajemy porwani przez narrację, zanim jeszcze zorientujemy się, gdzie jesteśmy i o co chodzi. Jak zwykle u Gibsona, osobne, wręcz samotne wątki następują po sobie gwałtownie, jak przerwy na reklamę bez zapowiedzi: dziennikarka, była gitarzystka, która pisze artykuł o geohakerach, artystach sztuki lokacyjnej. Tito, szpieg z Nowego Jorku, potomek kubańskich Rosjan, obeznany w "sistiemie" orisza. Agent niewiadomych służb i więziony przez niego tłumacz wolapik, uzależniony od antydepresantów. Ich wątki przenikają się, jak przełączane pilotem kanały na kablówce, a z ogólnego obrazu wyłania się historia, która krąży wokół fantomatycznego artefaktu: turkusowego kontenera towarowego.
Jak wszystkie powieści Gibsona, „Spook Country” hipnotyzuje obrazami zbliżeń o doskonałej rozdzielczości. Podgląd wielu kamer, ostrość fragmentu, metafora migawki. Poznajemy rzeczywistość poprzez te strzępki, które docierają do bohaterów. Z „podglądu” ich wątków wyłania się fabuła. Opowiadana lakonicznym, beznamiętnym głosem automatycznej sekretarki albo tekstu przesuwającego się po ekranie LED.
Co więcej, ta lakonicznie opowiadana intryga, równie lakonicznie się kończy. A w zasadzie urywa, bo dalsze losy kontenera nie są nam znane. Asystujemy przy wykonaniu czegoś, co jedna z bohaterek nazywa „takim psikusem, że trzeba być szalonym, aby się na niego porwać”. Kontener odpływa dalej w świat, przeżywszy przygodę, której nikomu nie może opowiedzieć.
We wszystkich powieściach W. Gibsona skomplikowane, splątane, wielowątkowe intrygi kończą się czymś w rodzaju anty-suspensu. Sądzę, że jego ponowoczesne fabuły celowo kończy coś mało znaczącego, nie spektakularna katastrofa, ale raczej wygaszenie pędu, wyłączenie mocy.
Bardzo subtelne, a jednocześnie mocne jest w tej książce podsumowanie współczesności Stanów Zjednoczonych. W sensacyjnej fabule technologicznego thrillera pisarz przemyca swoją deklarację: „This is the end. The end of american dream”. Teraz zobaczymy, czy sen potrafi się odrodzić. Na szczęście z naszej perspektywy ta książka, elegijna w stylu i nastroju, opisuje kraj, który miejmy nadzieję, odchodzi do przeszłości.

William Gibson: „Spook Country. W kraju agentów”. Książnica, Katowice 2008.

* * *