czwartek, 15 stycznia 2009

"The House of Hunger": Afrykańska transgresja


Dambudzo MarecheraThe House of Hunger” Johannesburg 1978


Już dawno nie czytałem książki równie soczystej i cierpkiej. Dawno nie miałem do czynienia z równie gwałtowną eksplozją namiętności i gniewu. Od dawna nie trzymałem w rękach książki równie żywotnej jak ta, wijącej się w rękach jak dziki kot, który próbuje się wyrwać. Jej treść rzuca się do oczu i kąsa łydki. Uczepia się kolan, jak żebrzące rumuńskie dziecko. Oczarowuje i okrada z poczucia samozadowolenia, niczym stara Cyganka. Wwierca się w pamięć, jak odgłos odrzutowca. A czasem wręcz żenuje emfazą i przesadą, jakby nie na miejscu w naszej zrównoważonej, mieszczańskiej kulturze.
„The House of Hunger” Dambudzo Marechery opowiada o prawdziwej Afryce, współczesnej i historycznej, biednej, głodnej i pijanej. Nie ma tam pięknych krajobrazów i wiosek zamieszkałych przez malowniczych wojowników. Są za to baraki z blachy falistej, podejrzane knajpy, poczekalnie autobusowe, samoobsługowe pralnie i zabałaganione biura. Kradzieże, bójki i strzelaniny są tam na porządku dziennym. Nawet student anglistyki nosi nóż w kieszeni. Najważniejszym przedmiotem życia codziennego nie jest totemiczna maska, ale... plastykowa miska. Można w niej prać, myć się, nosić wodę, wreszcie podstawiać ją pod dziury w dachu. Współczesna dla Marechery Afryka to kontynent biedny, ale pełen twórczego potencjału i żądzy życia. Pokolenie Marechery chce się uniezależnić od plemiennej przeszłości, skorumpowanych urzędników i policjantów, ale także od „oświeconej” pomocy białych demokracji. Chce stanowić samo o sobie.
Brutalność tego życia jest dla nas trudna do pojęcia. To, co Marechera opisuje ze swego rodzaju czarnym humorem, dla nas jest dość drastyczne. Podpalanie kota dla zabawy, pobicie ciężarnej kobiety, pijacy regularnie wpadający pod pociągi, powszechne choroby weneryczne. Oczywiście trzeba pamiętać, że książka została napisana w 1978 roku, w czasach dość gwałtownych wydarzeń na całym świecie. Taki „brutalizm” był wówczas jak najbardziej na czasie. Jednak to co dla Marechery było codziennością w ówczesnej Rodezji, w naszej rzeczywistości jest szokujące.
Nie tylko naturalizm sprawia, że “The House of Hunger” nawiązuje do najlepszych wzorców literackiej transgresji. Pierwsza nowela opowiada przede wszystkim o procesie wyzwalania, rodzenia się języka literackiego, w bardzo dosłowny sposób. Marechera porzuca swój ojczysty język shona na rzecz angielskiego. Co ciekawe, za to wyrwanie się spod patriarchatu każe go matka (ojciec zostawił ich dużo wcześniej).
Stylistycznie „The House of Hunger” przypomina zawsze namiętne, choć nierówne pisarstwo Henry Millera. Także i w tym, że dominuje nad nim świadomość wyczerpania struktur fabularnych, z jednoczesnym dążeniem do wyzwolenia nieskrępowanej narracji. Jednak, jak mówi jeden z bohaterów, afrykańskiej literatury nie można opisywać europejskimi pojęciami. My odkrywamy na nowo swoje narracje, a Afryka przypomina sobie swoje „oracje”.

Dambudzo Marechera: „The House of Hunger. Heinemann, Johannesburg 1978.

* * *

Brak komentarzy: