sobota, 25 grudnia 2010

Zamglenie


Zamglenie

Po kolana w chmurach,
splecione nogi dziewczyny oplatają moje biodra, kołyszemy się.
Rozkołysany pastelowy pokój,
powidoki na chłodnych białych kafelkach w kuchni,
odległe bliskie, migdałowe źrenice intymnego nieba
Tak, blisko tutaj przeczuta, przyniesiona, znaleziona pod skórą
Niespodzianka, zgrabna sytuacja, spotkali się między zapachami, Co tam? Jak się masz? Dokąd lecisz? Może pojedziemy razem? A może pójdziemy do ciebie? Co cię podnieca? Czy ja cię onieśmielam? Spróbujemy tego? Znasz go? Skąd wiesz, to się bierze? Czujesz to?
I jedna w tę inna w tamtą tę tamtą głębiej wchodzi wypływa do wewnątrz pro pssyt wprost przyjemność zalotnie
Na wargach rozciera się smak cytryny czerwonego wina, migdałowe usta, orzechowa skóra, sprężysty tyłek i uda, schowajmy się w cieniu, spragnieni wilgoci, zawieszeni w wiecznym przepływie, poślizgu skrycie przyjemnie pojemnie gładko smukłe i jędrne, spleceni spoceni jęki i krzyki, kocie ogony, smuga dymu, śmiech i szepty, poślizg W skołtunionej pościeli, majtki na kieliszku, jakaś książka, jakaś płyta, rozsnuwa się... zawiły dźwięk trąbki, sploty zapachów, równoczesność, błądzące połączenia, sploty...
To nie jest opowieść, jedna historia, ale wielowątkowy aksamitno-figowy strumień list z daleka
Nie zastanawiam się, nie pamiętam nie wydaje mi się
Nie wiem dokąd brakuje mi oddechu, nie mieścimy się w boksach konwenansów,
Potem miękkie łóżko, miękkie i gwałtowne chwile jej krzyki,
Ona chce przeżyć jeszcze więcej.
Jesteśmy swoją wspólną przygodą, nieoczekiwanie odkrytym przejściem
wgłąb siebie.

* * *

Brak komentarzy: