poniedziałek, 20 kwietnia 2009

E. Wnuk-Lipiński "Mord założycielski"


Edmund Wnuk-Lipiński „Mord założycielski”
(1986-1987, wyd. 1989)

Książka prawdziwie fantastyczna. W sensie treści i formy, czy może raczej wątku i osnowy. Tak sama fabuła, jak i cała dekoracja, noszą na sobie specyficzny rys epoki, lat 80. XX w., kryzysu nowoczesności. Jakby socrealistyczny William Gibson z lekką paranoją polityczną; nad całą powieścią unosi się nastrój szaleńczej nostalgii opakowanej w krzykliwą tandetę.
W tej krótkiej książce o sensacyjnej fabule, autorowi udaje się pokazać przekrój przez całą strukturę społeczną. Brzmi to nieciekawie, ale bynajmniej nie są to suche opisy z podręcznika. Autor stosuje zasadę naturalistyczną: zobaczyć świat oczami bohatera – sportowca, super-zawodnika, członka służb specjalnych, żulicy wyjętej spod prawa itede. I tak ukazane jest od wewnątrz całe społeczeństwo wyspy Apostezjon z roku 2044, wszystkie „klasy” – pokorni, lovittci i temporyści (trwacze) - oraz władcy – specjaliści i siły tebeków. Mamy nawet sugestię, dotyczącą przyczyn tego stanu rzeczy – czy wyspa nie jest jakąś kolonią ocalałą z epidemii aids, które pobrzmiewa w przekleństwach, jak diabelskie zło?
Mimo, czy raczej obok założeń szacownego autora, wartości historycznej tej powieści, przekazuje ona przede wszystkim obraz mentalności lat 80. XX wieku. Szczególnie w tych momentach, które dla ówczesnego czytelnika i autora były „przezroczyste”, „neutralne”. Takie wyrażenia, jak „duperele”, „złoją nam tyłki”, „panie władzo” najlepiej o tym świadczą. Ciekawe, jak wygląda świat wyobrażony z lat 80. Przede wszystkim, wszystko się psuje, albo może raczej – nie działa tak, jak trzeba. Uniformizacja, homogenizacja i technicyzacja prowadzą do świata nieczułego, zimnego i popsutego, pewnie też zaśmieconego, choć o tym się nie wspomina. Psują się wideocomy, ekwiparty, słowaki i dystrybutory żywności – przedmioty nowoczesnej codzienności. Ważną kategorią tej rzeczywistość jest nietrwałość i jednorazowość. Najlepiej wyrażają ją kombinezony, jednorazowe ubrania o narzuconych krojach. Ten świat jest stworzony z papki i idzie na przemiał. Największym, zagrożeniem fizycznym, najgroźniejszą bronią jest działko udarowe, które dosłownie mieli wszystko na proszek, włącznie z umysłami.
Jednocześnie jest to świat zdziczałych emocji – po drugiej stronie stoją lovittci: wyrzutki, margines tego społeczeństwa, który reprezentuje zdziczałą różnorodność, zwierzęcość i spontaniczność. A jak ona wygląda? Żądze, nałogi i mechaniczny seks (za przydziały), albo chciwość (Szczotka zdradza Wargacza z takiej właśnie tępej chciwości), albo przemoc. Warto wspomnieć, że sceny przemocy i walki są wyjątkowo dokładnie opisane, nawet jeśli nieco sztuczne (w dawnym stylu, westernów i filmów wojennych).
Jednak fabułą rządzą okrutnie logiczne posunięcia taktyki walki miejskiej – w kluczowej scenie bohaterowie poruszają całymi oddziałami, jak pionkami na szachownicy. To polityczne myślenie jest charakterystyczne dla epoki. Struktury społeczne, globalne przemiany. Co zrobić, jeśli struktura staje się nie coraz bardziej sztywna, ale coraz bardziej elastyczna? To chyba chciał pokazać Wnuk-Lipiński, kiedy opowiadał, jak z chaosu po rozpadzie porządku, wyłania się nowy porządek, którym rządzą coraz lepiej przystosowane jednostki, jeszcze więksi oportuniści.

* * *

Brak komentarzy: