środa, 18 lutego 2015

Iskry w ciemności

Iskry w ciemności

Plany i planiki jak srebrzyste siatki zwieszają się nad głową na granatowym niebie aż po horyzont. Trakcje losów. Kiedy ostatnio miałem wolną chwilę? Może powinienem być jak ten desperado Stańki, żyć na krawędzi, jak ten „skurwysyn, który pierwszy wyszedł na ląd i miał tyle siły, żeby przeżyć”. Też grałem free. Grałem po Andrzeju Mitanie na jednej scenie, metalowej, pod brezentowym dachem, ale nie na lądzie, a na barce STEP-u koło Syrenki. Aha, i grałem z Sudnikiem, tyle że on był na brzegu rzeki pod mostem Gdańskim, a ja siedziałem z jakimiś blachami na wyspie pod pierwszym przęsłem mostu (jak tam dotarłem?), a razem z nami grała 11-osobowa orkiestra. I tak to wszystko namieszała Blaga (Blask!). I było ciemno i była woda i było echo.

Powiedzmy, że to było obok dzisiaj wczoraj w sinawej mgiełce zawieszone kształty ponad dachem.

Wierzę, że w najpośledniejszym miejscu może być iskra geniuszu i boskości. Kometa płonącego bóstwa spadła i rozsypała się po świecie. Ale iskry boskości dotąd tlą się w zakamarkach ciała bogini. Odnajdujemy je w najnędzniejszych, najbardziej trywialnych miejscach, w potłuczonej butelce, w skrzydle ptaka, w jednej nucie piosenki, w pauzie wiersza. Zamieramy oślepieni błyskiem sponad czasu, ze szczeliny nieskończoności.
Nie jest łatwo je dojrzeć. Okulary spadają nam z nosa. Zwykle nosimy stereoskopowe okulary kultury i tradycji. Szkła okularów powodują bliki, oślepiają nas. Obraz rozpada się. Błyski na szkle bierzemy czasem za iskry boskości. Ale żeby zobaczyć te iskry, trzeba zdjąć okulary tradycji i kultury. Iskry błyskają wśród drobnych przedmiotów, jak płatki śniegu, świetliki tak piękne, że zapominamy własnego imienia. Na chwilę z rozwartymi ustami.

* * *

Brak komentarzy: