Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 października 2008

Thee Majesty "Mary Never Wanted Jesus" Villa Magica Records 2005


Kolejna odsłona, raczej przesłona, Genesisa P-Orridge'a. Bardziej ezoteryczna.
I choć przekaz ma on jak zwykle mocny, to Przenajświętsza Panienko! jego pokręciło już chyba kompletnie! :)
Można powiedzieć, że to magija w stylu kamp. I to mocno somnambuliczna. Czasem aż przechodzą człowieka dreszcze.
Istnieje również podejrzenie, że G. P-O. słucha potajemnie i inspiruje się Radyjem Maryja, a przynajmniej jakimiś polskimi katolickimi songami.
Można by rzucić się na sznur, gdyby nie druga część płyty, bardziej hipnotyczna, w stylu starych taśm Psychic TV.

* * *

Genesis P-Orridge and Thee Majesty "Mary Never Wanted Jesus" Villa Magica Records 2005

"This album is dedicated to Mary Magdelene[sic], JAMES thee brother ov Jesus, Our Angelic Spike and A WOMAN'S RIGHT TO CHOOSE."

1 I Like Thee Holidays (A Disquietingly Silent Night Mix) (4:08)
2 Always Is Always (All New Perfecti Mix) (4:28)
3 White Nights (Digitally Remastered) (3:56)
4 Snowflake (Digitally Remastered & Remixed) (5:28)
5 Rudolf (Satanis Cocainis Mix) (3:32)
6 Mary Never Wanted Jesus (Magdelene Marriage) (7:55)
7 Have Mercy On Me (All New Bethlehem 2004 Mix) (4:50)
8 Call Me Blues (Delta Mix) (4:42)
9 Have Mercy (Digitally Remastered Argentum Astrum Mix) (6:02)
10 Filthier Than Thou (All New Unclean Villa Magica Mix) (6:07)

Frutti di Mare "Frutti di Mare" Open Sources 2008


Debiutancka płyta składu muzyków, znanych wcześniej z takich projektów, jak diszobabaa, czy Lao Che, jest tak odświeżająca, jak powiew morskiej bryzy, dochodzącej gdzieś znad plaży dla surferów. Wreszcie ktoś zebrał się i przewietrzył zatęchłe studia muzyczne naszych nadętych "artystów rocka". Przypomina mi się zawołanie Williama S. Burroughsa, podchwycone przez Meat Beat Manifesto: "Storm the Reality Studio!".
Płyta jest jednorodna w swoim nastroju, choć zarazem tak różnorodna stylistycznie. Pełna abstrakcyjnego humoru i spontanicznej krytyki społecznej na wesoło, jednocześnie odwołuje się do najlepszych tradycji rozbijania stereotypów muzyki popularnej. Takie numery jak "Aligator" czy "Toilet Song" pobrzmiewają inteligentną kpiną z rocka w stylu Talking Heads, a kawałki "Pussylicker", albo "Beta" przypominają najlepsze produkcje the Stooges. A jednocześnie obok nich pojawia się przebojowy numer "Praca za szejset", którego pozazdrościć mógłby im Maciej Maleńczuk.
FdM żonglują konwencjami rock'n'rolla ze swobodą Franka Zappy, a jednak unikają cynizmu, w jaki zwykle popadają parodyści. W porównaniu z nimi Dick4Dick to nadęte ponuraki. Muzyka FdM jest żywiołowa jak jazda kolejką górską i perfekcyjna jak akrobacje na trapezie. A jej słuchanie to czysta przyjemność.
Mimochodem płyta FdM przypomina o najstarszej zasadzie magyji: Śmiech jest Boski!

* * *

Frutti di Mare "Frutti di Mare" Open Sources 2008


1. Disco Cowboy
2. Aligator
3. Praca za szejset
4. Toilet Song
5. Frutti di Mare
6. Hey Jimmy
7. Children
8. Beta
9. Frut
10. Pussylicker
11. Intro

http://www.myspace.com/fruttiband

niedziela, 12 października 2008

Funki Porcini "Fast Asleep" Ninja Tune 2002


(okładka)

Bardzo elegancka i przyjemna płyta.

Coil "The New Backwards" Treshold House 2008


(Okładka płyty)

Płyta występuje w recenzjach jako "historia pośmiertna": nagrania, które przeleżały w sejfach od lat 90., dopiero teraz zostały ukończone i ujrzały światło dzienne. Dlaczego zostały wydane? Może dlatego, że znalazł się na nich głos wokalisty Johna Ballance'a, zmarłego w 2004?
Jakby nie było, kompozycje z tej płyty to już bardziej muzyka poważna niż popularna (w wikipedii Coil występują na zdjęciu z C. Stockhausenem, jakby to miało o czymkolwiek świadczyć). Taki aleatoryczny utwór jak "Paint Me as a Dead Soul" mógłby równie dobrze pasować do repertuaru Warszawskiej Jesieni. Gdyby nie to, że jest tak frenetyczny i dekadencki, a jednocześnie pełen metafizycznej poetyckości...
Z drugiej strony płyta jest na tyle dynamiczna, że brzmiałaby świetnie na każdej alternatywnej imprezie. Weźmy choćby "Algerian Basses", z charakterystycznymi transowymi basami, całkiem drum'n'basowy kawałek, tyle że bez perkusji.
A zaraz potem porządnie pogięty utwór "Coppacabbala", przenikliwa magiczna inkantacja, z wskrzeszonym głosem Ballance'a. Głosem, od którego przechodzą dreszcze, a człowiek czuje się nagle jak elektryczna jaszczurka, odprawiająca w ciemności krwawy, seksualny rytuał. Utwór, któremu dorównać może tylko chyba "Windowpane" z Love's Secret Domaine.
Cała płyta to przelot po dziwnie mistycznych i perwersyjnych klimatach, niczym ścieżka dźwiękowa do jakiegoś natchnionego religijnie filmu Matthew Barneya. Jakby Coil próbowali opisać nam swoje mistyczno-seksualne objawienia, psychodeliczne podróże wewnętrzne pomiędzy cyberprzestrzenią, mroźną północą, bezimienną pustynią, a Bangkokiem.

* * *

Coil "The New Backwards" Threshold House 2008

1. Careful What Yoy Wish For.
2. Nature Is A Language.
3. Algerian Basses.
4. Copacabbala.
5. Paint Me As A Dead Soul.
6. Princess Margaret's Man In The D'Jamalfna.