niedziela, 10 stycznia 2016

7. Incydent na lotnisku




7. Incydent na lotnisku

Matka natychmiast zatrzymała autobus zmierzający z powrotem tam, gdzie mieszkał Lekarz. Jeszcze tego samego dnia Matka z Dzieckiem znaleźli się u Ramona. Zostali u niego na noc. Co tam się wydarzyło? Czy on ją uwodził? Czy ona go kusiła? Czy doszło między nimi do czegokolwiek? Być może. Niech to pozostanie tajemnicą podróży.
Tymczasem następnego dnia w porze świtu, o godzinie szóstej rano, niewielkie prowincjonalne lotnisko było świadkiem niecodziennego zdarzenia. Na parkingu zatrzymała się grupa podstarzałych motocyklistów. Niektórzy wyglądali na mocno skacowanych. Wśród nich tylko jeden miał jasną koszulę. Nie miał natomiast motoru.
Nie bardzo wiadomo było, w jaki sposób gang „Serpientes y Estrellas” zamierzał ukraść albo porwać samolot. Nie jest pewne, czy był wśród nich jakikolwiek pilot, choć w tym rejonie nauka pilotażu była jedną ze standardowych zdolności. Co do Ojca, zawsze miał jakiś plan na przyszłość, jednak kiedy przychodziło do działania, zdawał się na intuicję i improwizację.
Mężczyźni sztywnym krokiem podeszli do podjazdu przed bramą lotniska. Po drugiej stronie szlabanu stało dwóch żołnierzy. Obok tkwił ochroniarz, w białej koszuli i czarnych spodniach, przy boku miał przytroczoną kaburę z rewolwerem. Żołnierzy patrzyli posępnie przed siebie, ochroniarz popijał kawę z malutkiego plastykowego kubeczka.
Potencjalni porywacze stali zdezorientowani po drugiej stronie ulicy. Nie przewidzieli tego, że wjazdu na lotnisko strzeże opuszczony szlaban. Motory musieli zostawić po drugiej stronie ulicy. Teraz zaczęli omawiać szczegóły akcji, kogo należy obezwładnić i jak przedrzeć się przez parkan otaczający pasy startowe.
W tym momencie z głośnym warkotem silnika zajechał motor Lekarza Ramona. Z piskiem opon wykonał zakręt i zatrzymał się między gangiem a bramą lotniska. Matka w czarnym kasku na głowie, mocno dzierżyła kierownicę.
– Wsiadaj! Jedziemy po syna – krzyknęła Matka do Ojca.
– Ale… - Ojciec stał niezdecydowany.
– Nie ma czasu! Wsiadaj! – stanowczo ponagliła go Matka.
Ojciec wahał się jeszcze przez chwilę, zerkając na bramę lotniska i pozostałych gangsterów, potem spojrzał na Matkę na motorze. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Ojciec opuścił swoich osłupiałych towarzyszy i usiadł za Matką na siodełku motocykla. Rozrzucając na boki żwir, maszyna zawróciła i ruszyła w stronę drogi szybkiego ruchu.

* * *

Brak komentarzy: